no dobrze, może nie w dosłownym znaczeniu tego słowa, ale jednak w domu nieustannie przewija się temat... kota. Mała Wiedźma tak bardzo go pragnie, że aż wymyśla sobie je - dla mnie niewidzialne. I tu należałoby zaznaczyć, że
a) nie - Wiedźma nie dostaje wszystkiego, czego chce
b) nie - kot nie ma być wyłącznie spełnieniem zachcianki Małej Wiedźmy
c) tak - jej wyobraźnia potrafi zawstydzić niejednego dorosłego, ale o tym rozpisywać się dziś nie będę.
A więc jest myśl, żeby był. I jest oczywiście milion wątpliwości, sto tysięcy za i drugie tyle przeciw. I niezdecydowanie powodowane tymi rozbieżnościami oraz moje, dodatkowe, to typowe dla mnie. Z jednej strony "napaliłam się". Z drugiej... sama nie wiem. A Pan Mąż, jak zwykle zresztą, "mnie tam kot nie przeszkadza, zadecyduj". No i o. Taki z niego pożytek. A ja? Szukam, pytam, piszę i sprawdzam maile czekając na odpowiedzi, po czym besztam się, że przecież po co, że może kiedyś, że jak dom będzie, że wtedy, że...
No i tak ostatnio w kółko. Nie powiem, mam dwóch faworytów. Są. I czekają na ostateczny telefon. Ale ja nie chcę podejmować tej decyzji sama. To przecież nie baton, który jeśli nie posmakuje, można będzie wyrzucić i więcej nie kupić... Pan Mąż zawstydzony obiecał mi, że o ile dziś zamknie zlecenie, porozmawiamy o kocie. No oby. Bo chciałabym, żeby ostateczna decyzja zapadła i żebym mogła w końcu przestać się miotać od "nie" do "tak".
A poza kotem... Mikołaj coraz bliżej. Muszę z tatą szczegóły dogadać, muszę klej kupić i stuningować
maskę (nawiasem mówiąc... niesamowite uczucie, głaskać gumę i mieć wrażenie, że to skóra). Muszę opracować strategię i znaleźć sobie modela do pracy nad maską, bo tato pewnie dziś już wyjedzie do siebie. Ach, nie mogę się doczekać, zwłaszcza że Pan Mąż też dostanie "bajer" i mam nadzieję, że nigdy już nie będzie szukał nerwowo kluczy;)
Kochana, ja mam kota od czerwca 2009 r. Przygarnęłam z wycieraczki podrzutka, uratowałam od śmierci, bo takie to chore i zabiedzone było... kocię wyrosło na piękną damę i wybrało na samca Alfa mojego ślubnego, a na swoje legowisko mój szlafrok. Przyszło mi się pogodzić z tą decyzją. Teraz spodziewamy się dziecka, małej udoskonalonej wersji mnie. Podejrzewam, że kotek i piesek będą najcudowniejszymi zabawkami i towarzyszami zabaw. Choć pewnie to pies będzie w tym trio stroną aktywniejszą, potem mała, a kot... wybierze przytulny kącik w łóżku małej. Tak czy inaczej podpisuję się w tabeli rozterek w przegródce "za". Kot to wspaniałe, czyste zwierzę, które potrafi i dziecko, i dorosłego wiele nauczyć, zwłaszcza odpowiedzialności i empatii. Jeśli córa jest już gotowa na posiadanie zwierzaka, kotek będzie idealnym rozwiązaniem.
OdpowiedzUsuńOch, jak Ci bardzo dziękuję za to, co powiedziałaś... Córa oczywiście nie zostanie jedyną odpowiedzialną za kota, ale chcę, by tak jej się wydawało. Gotowa, to ona pewnie będzie dopiero, jak jej się przyjdzie zmierzyć z obowiązkami itd. ale nauczona jest szanować innych, zwierzęta również, dobrze wie, że nie wolno nikogo krzywdzić itd. więc kot nie będzie jej treningowym workiem, ani też nie zagłaska go na śmierć - o to jestem spokojna...
UsuńMartwi mnie organizacja, ewentualne zabezpieczanie okien, które wg pań z fundacji i schroniska jest niezbędne, a wg posiadaczek kotów wcale niekoniecznie... Nie wiem też, jak rozwiązać kwestie otwartych drzwi balkonowych, może nie teraz, ale wiosną/latem...
No i ogólnie, kot to dla mnie nowość, nigdy nie miałam, intensywnie się więc kształcę w tej dziedzinie, podpytuję "kociar" i dumam, dumam, dumam...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLady, jeśli nie mieszkasz wyżej niż na parterze, kot może spokojnie sobie wychodzić. Zawsze wróci, wierz mi. Jedyne, czym musisz się przejąć to sterylizacja / kastracja. Zarówno w przypadku kotek jak i kotów to zabieg konieczny, zwłaszcza u wychodzących samiczek, żeby ci się mieszkanie nie zaroiło od młodych kociaczków, które, choć bardzo sympatyczne i kochane, to jednak mogą sprawić sporo kłopotów. Kastrowany kocur jest spokojniejszy, nie nosi go, nie sika po kątach i nie cuchnie. Poza tym standardowo trzeba zwierzę szczepić, odrobaczać, dbać, by nie miało kleszczy. Wracając jeszcze do otwartych drzwi balkonowych, to może się okazać to korzystniejsze niż myślisz. Kotek będzie załatwiał się na dworze, łatwiej będzie utrzymać w tym czasie kuwetę w czystości. Moja kota siedzi na dworze od wczesnej wiosny do późnej jesieni, jest wykastrowana, nauczyła się, że samochód i ulica to zło, więc trzyma się blisko, wraca na jedzenie i spanie. :)
OdpowiedzUsuńTak po prawdzie to kotka jest wysterylizowana, a nie wykastrowana, ale ja w pędzie zawsze mylę te dwa terminy, hihihih.
UsuńMieszkam na... dziewiątym właśnie. Gdyby to był parter, wszystko byłoby proste. Co do kastracji/sterylizacji już przyswoiłam, że to konieczne, zresztą... dwoje moich faworytów ma ten zabieg za sobą. Tak więc już ta kwestia jakby "odpada". Teraz tylko ta ochrona okien i wejścia na balkon... Tu bowiem zdania są podzielone, znam osobiście dziewczyny z kotami, mieszkające na 4-5 piętrze i niezabezpieczające okien (bo np. wspólnota nie wyraziła zgody) i koty żyją, mają się dobrze i nie planują balkonowo-okiennych ucieczek, ale wiem też, że w miejscowej fundacji opiekują się kotami po takich właśnie wysokich wyskokach. Inna znajoma powiedziała, że uważa zabezpieczanie za konieczność, choć dużo zależy od kota, jego charakteru itd. przy tym kiedy jeszcze mieszkała z mamą, miała "na wysokości" dwa koty bez zabezpieczeń i oba dożyły sędziwej starości.
UsuńDlatego szukam jeszcze opcji, wariantów itd. Upadek z dziewiątego raczej skończyłby się tragicznie niestety
Kiedy przeprowadziliśmy się na wyższe piętro, nasza kotka zrezygnowała z wychodzenia na dwór. Siedziała na balkonie i wygrzewała się w słońcu. Bała się albo miała taki odruch, że "uwaga, wysoko".
OdpowiedzUsuńDecyzja podjęta, kotka będzie u nas jutro. Będziemy się siebie uczyć nawzajem i zobaczymy, czy osłony będą konieczne. Dziękuję za Twoje zdanie i punkt widzenia.
Usuń