jak już kiedyś byłam łaskawa się przyznać płacz jest istotną częścią nie tylko mojego życia, ale też procesu rozwiązywania problemów. W każdym razie... Mam "swojego ginekologa" - człowieka wyjątkowego ze wszech miar, anioła, który zaopiekował się mną kiedy umierałam z bólu po stracie córeczki, a następnie nie pozwolił zwariować w czasie ciąży z Wiedźmą. Poza tym, że to wspaniały człowiek, to także uznany specjalista, doskonały diagnosta i rewelacyjny lekarz. Musiał mnie chyba przez tych kilka wspólnych naszych lat porządnie rozpieścić, skoro wczorajsza wizyta sprawiła, że poczułam się tak, jakbym pędząc z zawrotną prędkością uderzyła w zamkowy mur. Ale do rzeczy.
Do innego ginekologa wybrałam się na polecenie wspomnianego anioła. Nie zlecił udania się do tego konkretnego, a po prostu stwierdził, że cytologię mogę zrobić u każdego, nie ma sensu płacić za profilaktykę, skoro jestem ubezpieczona. Przy okazji cytologii poprosiłam nowego lekarza tymczasowego o skierowanie na badanie hormonów, wszak odkąd przestałam karmić piersią, moja waga oszalała, dotąd regularne co do godziny cykle również. Zlecił. Nawet prolaktynę dodatkowo. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że zlecił tylko TSH i PRL... cóż - lekarzem nie jestem i nie czuję się kompetentna w jego dziedzinie, zdarzyło mi się tylko napisać kilkanaście (a może kilkadziesiąt?) tekstów medycznych, które konsultował lekarz. Niemniej... nawet ja, z moją medyczną niewiedzą wiem, że samo TSH jest zwykle nic nie warte, bo trzeba je wykonać wraz z oznaczeniem FT3 u FT4. Lekarz jednak miał chyba inne zdanie, bo przecież nie stwierdzę, że miał mniejszą wiedzę niż moja. Ok, to lekarz rezydent, ale jednak lekarz, tak?
Dokładnie wiedział, jakie są objawy, uznał więc, że mogę mieć rację wiążąc je z problemem z tarczycą. Tak, tak... dobrze czytacie - on uznał, że ja mogę mieć rację. Zlecone badania wykonałam. Wczoraj miałam się z ich wynikami zgłosić na kontrolę. W poczekalni podejrzałam... Prolaktyna w normie, TSH natomiast 4,15 przy laboratoryjnej normie 4,2. Górna granica, ale to jednak norma.
Wchodzę, łudząc się jeszcze, że może jednak nie będę musiała główkować sama, może on - lekarz - podpowie, co jeszcze można zbadać, gdzie szukać przyczyn takich objawów, co to jeszcze może być, jak sprawdzić to coś, jak wykluczyć inne opcje i jak z tym walczyć... A tu?
W gabinecie okazało się, że lekarz był łaskaw zlecić tylko TSH bo twierdzi, że FT3 I FT4 są zbędne. Nie chciał w ogóle słyszeć o ich zrobieniu, bo (tu cytat) "choć TSH w górnej granicy, to jednak w normie, więc luz"
Sugerował szarpanie się z rodzinnym o test obciążenia glukozą, poza tym uparł się, że cykle się wyregulują SAME gdy waga spadnie. I nie przyswoił, że waga nie spada nawet wtedy, gdy żyję czystą wodą. Zapytał mnie co podejrzewam - on - lekarz - zapytał mnie. Następnie zaś zapytał co ma mi badać, żeby stwierdzić skąd problem z wagą. On - pytał mnie.
Miałam ochotę się mu tam rozpłakać.
W akcie desperacji próbowałam podeprzeć się moją marną medyczną wiedzą, która wbiła mi do głowy, że mimo TSH w normie nie mogę w 100% skreślić tarczycy z listy podejrzanych. Próbowałam więc sugerować dodatkowe badania, ale wtedy mnie zbył i kazał molestować rodzinnego. Kurczę! Przepłakałam pół wieczoru, bo nie czuję się kompetentna, by molestować lekarzy o coś konkretnego, a im (i ginekologowi i rodzinnemu) nie chce się szukać... Nie umiem się pogodzić z tym, że ja - mam pokazywać specjaliście - co ma mi badać, jak mi pomóc i jak leczyć.
No i nie słuchał (ten wczorajszy ginekolog)... albo słuchał, tylko jakoś słabo rozumiał... Kilkakrotnie poprawiałam go co do chronologii. On uznał, że skoro zaczęłam tyć po odstawieniu dziecka od piersi, to normalne, że mi się cykle rozregulowały. I nie pomogły tłumaczenia, że najpierw były rozregulowane cykle (kilka!) a dopiero później zaczęły się problemy z wagą. Widocznie wie lepiej - wróżka czy co?
Wynik wizyty? Cytologia bez zmian - II grupa znaczy, czyli kamień z serca. Cykle i problemy z którymi przyszłam? Lek na wyregulowanie cyklu - podejście pierwsze. Lekarz orzekł, że będziemy testować "na co pójdę", jeśli na nic, to przepisze antykoncepcyjne i zewnętrzne hormony cykl mój wyregulują. Wściekła i smutna rzuciłam, że to przecież wcale nie znaczy, że problem zniknie, zostanie usunięty tylko jeden objaw, a właściwie nie usunięty, tylko przykryty. Nie zrobiło to na nim wrażenia, uznał radośnie, że cykle będą regularne. Super, tyle że mnie najmniej zależy na regularnych cyklach... i one i waga i reszta objawów o których wiedział, są danymi, są znamionami, które świadczą o jakimś zaburzeniu. Logika oraz marna wiedza medyczna każą mi sądzić, że najefektywniej i najrozsądniej jest znaleźć przyczynę i ją właśnie zaopatrzyć - wtedy wszystkie objawy ustąpią lub zostaną zminimalizowane. Ale co ja tam wiem, prawda? Po co szukać przyczyn, skoro można sztucznie przykryć objaw i radośnie udawać, że go nie ma... Eh!
Plan?
Koleżanka lekarka (innej niż ginekologia specjalizacji). Dostała wczoraj ode mnie gorącą prośbę. Lista objawów, wyniki badań, krótka historia choroby i zachęta "powiedz o wszystkim, co przychodzi Ci do głowy w związku z takimi danymi". Nie szukam diagnozy, ale hipotez, badań, które należy wykonać by potwierdzić podstawowe choć przypuszczenia, wykluczyć część z nich. Zobaczymy, jak plan a) zadziała. Zrobię te badania nawet prywatnie, na własny koszt, tylko.. muszę wiedzieć gdzie szukać i czego, co badać, co sprawdzać i jakim badaniem. Jeśli plan a) się nie sprawdzi, planem b) jest doktor anioł.
Dlaczego nie zaczynam od planu b)? Bo to generowanie dodatkowych kosztów (lajf is brutal), jeśli koleżanka trafi i znajdziemy powód, przyjdę do doktora anioła z gotowymi wynikami, gdybym pominęła plan a) i tak zapłaciłabym za badania, a do tego musiałabym doliczyć kilka prywatnych wizyt, potrzebnych do tego, żeby kontrolować wyniki zlecanych na bieżąco badań.
Póki co więc czekam...
Co do lekarza, z którym spotkałam się wczoraj... Forumowe znajome rzuciły mu "patałachem" i "konowałem"... ja zaś myślę tak: jest w trakcie rezydentury, pacjentki w ciąży bardzo go chwalą, że spokojny, że delikatny, cierpliwy itd. Miałam okazję przekonać się wcześniej, że dotrzymuje słowa danego ciężarnym, spóźnia się do przychodni, bo odbiera poród, robi cc itd, a potem siedzi w tej spóźnionej przychodni nawet 2-3-4 godziny po czasie swojego przyjmowania, żeby "robić dobrze" kolejnym ciężarnym. Moja siostra bardzo go chwali. A zatem może wcale nie do końca aż taki konował z niego, tylko diagnosta marny po prostu. Myślał, że w tej przychodni będzie tylko ciąże stwierdzał i badał, ew. cytologię robił, a tu mu się "Lady suprajs" trafił i wpadł w panikę. Nie żebym go tłumaczyła, ale obiektywnie trudno zarzucać totalne "konowałstwo" komuś, kto ma wśród ciężarnych aż tak dobrą opinię...
Tak, tak... Zderzyłam się wczoraj z brutalną rzeczywistością. Zderzenie było na tyle szokujące, że zaowocowało atakiem płaczu, co w sumie nikogo nie powinno dziwić, wszak
Droga Lady, nie mam pojęcia, co napisać. Ja dopiero teraz, pierwszy raz w swoim życiu trafiłam do ginekologa, któremu zaufałam i do którego bez stresu, wręcz z wielką przyjemnością chodzę. Od dziecka miałam problemy "z cyklu kobiecych", pierwszą miesiączkę dostałam jako trzylatka, potem masa innych dolegliwości, ginekolog za ginekologiem, każdy o dupę potłuc, że się tak cudownie wyrażę. A może to były inne czasy, może delikatność i podejście do dziecka wtedy nie obowiązywały? Nie wiem. Jedynym "owocem" tych lekarzy była moja ponad dwudziestoletnia niechęć do ginekologów i unikanie ich jak ognia. Potem poszłam do lekarza mojej mamy, którego tak bardzo sobie chwaliła. Zwiałam od niego, bo w trakcie badania wywalił tekst, którego nie zapomnę do końca świata: "odpręż się, przecież wiem, że robię ci dobrze". Jezu, po powrocie do domu przylgnęłam do mojego P* i nikomu nie pozwoliłam się dotknąć, czy nawet zapytać, co i jak Wyłam mu w rękaw. Następnym moim lekarzem była kobieta, bardzo troskliwa i delikatna, ale szybko wyjechała z mojego miasta, bo odziedziczyła praktykę po swojej mamie w innej miejscowości. Minęło parę lat i zaszłam w ciążę. Mój obecny ginekolog to istny dar niebios. Dziadek już, ale jest fantastyczny. Przede wszystkim to bardzo kompetentny lekarz, a do tego dusza człowiek, z poczuciem humoru. Każda moja wizyta u niego to miód na moje serce. P* też go polubił, zwłaszcza po ostatnim USG, ;-). Opowiedziałam mu, jak wyglądała dotąd moja długa przygoda z lekarzami jego fachu, co sprawiło, że otoczył mnie szczególną, tak przynajmniej czuję, troską. Prowadzi moją ciążę, leczy moje schorzenia, pilnuje, czy komórki nowotworowe, których jestem niestety nosicielką, nie rozpychają się w moim organizmie. Dla mnie to lekarz, do którego zaprowadziłabym każdą kobietę. Nawet moja mama zrezygnowała ze swojego lekarza na rzecz mojego. Mam nadzieję, że szybko uda ci się znaleźć lekarza, który rozwiąże twoje problemy zdrowotne, bo to, co opisujesz, jest wręcz niewiarygodne. Życzę ci z całego serca zdrowia.
OdpowiedzUsuńPs. Wysłałam ci zaproszenie do mojego bloga, bo został zamknięty dla odwiedzających. Stwierdziłam, że i tak już mocno się uzewnętrzniłam, więc lepiej podjąć możliwe kroki, by się uchronić w sieci przed trolami. :-)
O właśnie, bardzo dziękuję. Próbowałam się do Ciebie dobić poprzez Hangouts na google+ ale jakoś mi chyba nie wyszło.
UsuńHeh... przy Twoich przejściach i problemach, mój wczorajszy płacz był jakby nie na miejscu (wiem, wiem, celowo przerysowuję).
Cieszę się, że udało Ci się znaleźć właściwego, kompetentnego i troskliwego.
Ja sobie szukanie nowego lekarza zapewne odpuszczę, bo nie znajdę drugiego doktora anioła. Będę starała się szukać przyczyn takiego stanu rzeczy i to do wspomnianego anioła z wynikami poszukiwań pójdę. No, chyba że sama nie znajdę. Wtedy pójdę bez teorii... Na szczęście on teorii ode mnie nie wymaga i sam szuka.
Pozdrawiam
Jeszcze P.S. Jednak wciąż Twój blog dla mnie zamknięty... Odmowa uprawnień.
UsuńA może to ja coś źle robię?
Zaproszenie jest dla konta google?