Polub mnie

piątek, 9 sierpnia 2013

Po czwarte...

Po czwarte, nauczyłem się, że niektórzy ludzie są na zawsze, a niektórzy tylko sporadycznie, i że nie mam żadnego wpływu na to, kto będzie na zawsze, a kto od czasu do czasu.
— Ignacy Karpowicz; Gesty

No, powiedzmy... Wzięłam sobie, bo znalezione przypadkiem,
zainspirowało mnie na tyle, że mimo innych planów wstępnych, postanowiłam sobie pozwolić.
No to sobie pozwalam.

Nauczyłam się i ja. Tak mi się przynajmniej wydaje, chciałabym, żeby tak było. A z drugiej strony nie mogę się z tym pogodzić. Z tym, że nie mam żadnego wpływu na to. Taka jestem. Po pierwsze nie lubię nie mieć wpływu, po drugie nie lubię nie mieć wpływu na to, kto zawsze, a kto od czasu do czasu. Z jednej strony logiczne, z drugiej zupełnie bez sensu.
Nie powinnam się dziwić, tak już mam, taka jestem. Zawsze dwie strony, zawsze sprzeczności, zawsze połączenie skrajności... zawsze


Zielone spojrzenie mnie zachwyca, fascynuje, koi moje lęki, zmniejsza bóle, pozwala spojrzeć z boku, nie pozwala zatracać się w głupich, czarnych pomysłach... Kocham je. Uwielbiam. Podziwiam.
A do tego - przywykłam do niego. Chcę, żeby było zawsze przy mnie, żeby już nic się nie zmieniło, a przynajmniej nie zmieniło tak, że zniknie, ucieknie, odejdzie... Dobrze mi z nim i każdego dnia bardziej boję się chwili, w której je stracę.
Zapewne byłoby mi lżej, prościej, mniej boleśnie, gdybym przyjęła za pewnik, że nie mam żadnego wpływu i cieszyła się tym, co dziś. Nie myśląc o tym, co będzie, jak będzie i za jaki czas będzie.

Moja wyobraźnia znów podsuwa mi obrazy. Łaskawa jest. Pokazuje nas razem. Zielone spojrzenie i ja na wieki wieków. I dobrze mi z tym. I chwytam się tego, naiwnie wierząc, że to
możliwe, że tak będzie, że słuszne to założenia, właściwe myślenie etc.
A jednak jakieś diable podszepty każą nie wierzyć złudnej wyobraźni. Każą drżeć i wymyślać scenariusze idiotyczne.
Tak, tak! Idiotyczne, bo przecież nie mam żadnego wpływu...
Chciałabym mieć, bo mieć wpływ znaczy móc działać. Przeciwdziałać. Cokolwiek. A tu? Tu mogę wyłącznie czekać. 
I znowu druga strona... przecież nie chciałabym zmuszać zielonego do czegokolwiek. Nie chcę łaski, przymusu, poczucia winy czy powinności. Chcę, żeby było, bo tego chce, a nie wyłącznie dlatego, że ja chcę czy że coś w tym kierunku czynię.
A zatem? Może to dobrze (mimo, że frustrujące i chwilami bolesne), że nie mam żadnego wpływu? Może pozostaje mi tylko dać z siebie tyle, ile chcę mu dać i czerpać z tego, że jest. A resztę... zostawić własnemu biegowi?

Czasem chciałabym mieć inny charakter. Mniej zaplanowany, mniej oczekujący pewności, mniej żądny władania nad tym, co i jak będzie. Czasem byłoby mi pewnie łatwiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz