Polub mnie

wtorek, 16 sierpnia 2016

O tym, jak kupiłam bilet...

Jakiś czas temu mojemu dziecku zginął kucyk. Pinkie Pie dokładnie. A że dziecko wie, że się irytuję, gdy zabawki giną, na moje pytanie "a gdzie jest Pinkie?" odrzekło: jak to? Nie wiesz? Wyjechała na wyprzedaż mebli ogrodowych, przecież ona uwielbia wyprzedaże! Tak mnie rozbawiła, że dałam spokój.
Dziś w trakcie zakupów znalazła taki zestaw.

Biegnie więc do czytnika, po chwili wraca i pyta:
- mamooo, czy mamy 59,99? Pilnie potrzebuję na bilet.
- Yyyyyy, na jaki bilet, pytam
- No dla Pinkie. Pamiętasz, jak wyjechała na tę wyprzedaż mebli ogrodowych?
- No pamiętam. I co?
- I ona tak długo do mojego domu nie wraca, bo nie ma za co. Weź sobie wyobraź, że nieroztropnie wydała wszystkie swoje pieniądze na tej wyprzedaży, kupiła helikopter, ocieplaną turbo-śmigło-czapkę, śmieszne torebki, garderobę na kółkach i inne takie i biedaczka tuła się teraz po tym mieście, w którym była wyprzedaż, a którego nazwy ja nawet nie znam, bo nie może wrócić do mojego domu. Pomożemy jej? Mamo, powiedz, że mamy pieniądze na ten bilet!
No, to mnie posprzątała po mistrzowsku.
Oczywiście znalazłyśmy pieniądze na bilet i tym sposobem biedaczka Pinkie wróciła do domu mojej Panny Wiedźmy. Normalnie zasada jest taka, że jak zgubi, zniszczy, to drugiego nie dostanie i ona o tym doskonale wie. Ale i od zawsze wpajam jej, że jeśli chce cokolwiek wskórać, to się musi wysilić. No i się wysiliła. Po mistrzowsku się wysiliła ;)

A poza anegdotką, nius dnia:
Dzwoniła do mnie ordynator oddziału przeszczepiania szpiku z zaproszeniem na oddział. Jadę jutro. Moja "ostatnia prosta" (miejmy nadzieję).

Boję się, cieszę, stresuję, nie mogę doczekać, chcę tam być i nie chcę... Obłęd!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz