Polub mnie

środa, 3 sierpnia 2016

Małymi kroczkami...

all rights reserved/lady_in_red
... zmierzam w kierunku względnego "przedprzeszczepowego spokoju". Ustaliłam już, że osiągnę go, gdy spakuję walizki. Aktualnie sprawa wygląda tak, że spakowana jest jedna - ta typowo przeszczepowa, ta, co do zawartości której dostałam ze szpitala wytyczne na papierze. Brakuje kilku detali, jak latarka, czajnik (wciąż z niego korzystam), nakrycie głowy, szczoteczki do zębów i dwie pary plastikowych lub gumowych klapków. Cała reszta grzecznie spoczęła w walizce.

Dziś natomiast postanowiłam "pójść za ciosem" i przynajmniej spróbować spakować tę drugą - z rzeczami potrzebnymi na resztę mojego pobytu (już nie w strefie ultrasterylnej). Z zadowoleniem stwierdziłam, że spodni, legginsów, dresów i innych zakrywaczy nóg mam wystarczająco dużo. Gorzej z górą. Udało się odłożyć 15 bluzek i gór od piżamy, ale to chyba jednak mało... Najgorsze jest to, że tak do końca nie wiadomo, na jak długo ja do tego szpitala idę, niemniej o ile spodnie można by spokojnie 2-3 dni nosić, o tyle bluzek już nie, więc... Muszę się chyba wybrać na jakieś dodatkowe zakupy.

Rozważam zaproszenie Pana Męża do Magicznego Krakowa w celu odebrania ode mnie tego, co zużyję w czasie sterylnym, coby uprał i oddał, ale... To jak by nie patrzeć nieco głupie, przejechać ponad 320 km żeby zabrać pranie i kolejne 320 by je oddać... Drugą kwestią jest to, że w czasie mojego pobytu przeszczepowego, Pan Mąż będzie "rządził w pracy" bez właściciela, który wybiera się na wakacje, więc może się, niestety, tak zdarzyć, że choćby i chciał zaszaleć i zrobić te kilometry dla mnie, nie będzie mógł, bo praca, bo ludzie, bo cokolwiek...
Dziś na przykład miał planowo iść do pracy na 12:00 jak zwykle, ale z samego rana okazało się, że jego pracownicę potrącił samochód, więc biegiem do tej pracy gonił po 8:00. Takie jego planowanie. Wolę więc być względnie niezależna.

No, to by było w kwestii organizacyjnej na tyle... Cieszę się, że jakoś zmobilizowałam się do tego pakowania, bo wzięłam sobie chyba nazbyt mocno do serca słowa: proszę odpoczywać i żyć normalnie na ile się da... Tak odpoczywałam i żyłam, że na pakowanie nie było czasu ani ochoty ;) Ale już najważniejsze jest, więc mogę przestać się spinać. Żebym tak jeszcze nabyła te bluzki/tuniki/koszulki...
Eh, niby oswoiłam fakt remisji, niby uwierzyłam, a jednak chyba nie do końca. Ten przeszczep, choć już dzieli mnie od niego maleńki krok, wciąż wydaje się taki nierzeczywisty, nierealny, nie dla mnie... Tak, zdecydowanie mam coś z głową po tym chorowaniu :D

all rights reserved/lady_in_red
A! Nabyłam nową chustkę. Tym razem jest to chusta Buff. Dziś była "jazda próbna" i muszę stwierdzić, że jest nie tylko śliczna, ale i bardzo, bardzo wygodna. Porównując do wszystkich, jakie do tej pory miałam, a miałam dwie zwykłe chusty tubularne, dwie chusty HiMountain, no i teraz boską chustę Buff - ta ostatnia nie ma sobie równych. HiMountain też rewelacyjnie się nosi, aczkolwiek na korzyść Buff przemawia fakt, że jest dłuższa, a więc stwarza o wiele więcej możliwości noszenia (jak choćby możliwość namarszczenia), no i pokrycie Buffa jonami srebra. Jestem więc przygotowana na czas po przeszczepie, kiedy to skóra będzie niedomagać, będzie się łuszczyć i będzie słaba, a odporność pozostawiać będzie wiele do życzenia. Nabyłam Buffa, żeby lepiej zadbała o skórę mojej głowy, aby zmniejszyć ryzyko zakażenia uszkodzonej skóry i aby głowa "nie parowała" od gorąca. Liczę, że się nie zawiodę.
all rights reserved/lady_in_red



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz