Polub mnie

niedziela, 6 października 2013

Będzie krwawo!

Krew zwykła kojarzyć się przede wszystkim z jakimś mniejszym lub większym dramatem. Z rozbitym kolanem, głową, którą trzeba szyć, chorobą, wypadkiem, zbrodnią itp. Krwi nie oglądamy na co dzień, dlatego kiedy można ją zobaczyć lub mówi się o niej - niejednokrotnie wstrzymuje się oddech. Ja mam inaczej. Krew to dla mnie przede wszystkim nadzieja. Nadzieja na życie.
Wiele lat temu zakochałam się w człowieku, który oddawał krew regularnie. Zapytany "dlaczego" odpowiadał: no jak to? Dlatego, że mogę komuś uratować życie. Miałam ja wtedy lat 17 więc... nikt by ode mnie krwi nie przyjął. Czekałam, jak na zbawienie, na swoje 18 urodziny i gdy tylko dopełniłam wszelkich formalności pozwalających udowodnić swoje personalia i wiek, dumnym, prężnym krokiem pomaszerowałam do RCKiK. Swojego pierwszego razu nigdy nie zapomnę. Igły mi niestraszne, więc nie bałam się, zaznajomiona z restrykcyjnymi procedurami sanitarno-higienicznymi wiedziałam, że mojemu zdrowiu ani życiu nic nie zagraża. Wiedziałam też, że zanim oddam magiczne 450 ml krwi, zostanę zbadana pod kątem chorób mogących zaszkodzić potencjalnemu biorcy oraz, co dla niektórych najważniejsze, sprawdzone zostaną parametry wskazujące na mój stan zdrowia po to, by mieć 100% pewności, że oddanie krwi nie pogorszy mojego zdrowia, a organizm szybko uzupełni stratę. To był piękny dzień. Jak nigdy wcześniej, miałam świadomość, że robię coś dobrego, coś słusznego i wielkiego, choć pozornie błahego.
Dziś mam na lewym zgięciu łokciowym bliznę od wkłuć. Żyły mam oporne i pochowane, więc w prawą mało kto chce się wkłuwać. Kłucie w bliznę daje pewność, że trafi się w żyłę. Lubię tę bliznę. Spoglądam na nią i uśmiecham się. To taki mój dowód. Dowód i powód do radości. Ktoś żyje dzięki mnie. Może nawet kilkoro ktosiów. To świadomość nie do opisania. Oddałam mu cząstkę siebie, lek, którego żadne laboratorium farmaceutyczne nie jest w stanie wyprodukować, płyn, którego mimo całego postępu techniki, wiedzy, medycyny, nie da się zastąpić. Ktoś żyje. Ach!
Jakiś czas później człowiek, w którym się zakochałam dawno temu dostał telefon z Centrum. Przemiła pani poinformowała go, że może zostać dawcą szpiku. Opowiedziała co i jak, zaprosiła na spotkanie i dała czas do namysłu. Nie myślał długo. Zgodził się. Oddał próbki. I czeka. Minęło kilka lat, jak dotąd jego genetyczny bliźniak nie potrzebował pomocy. Może to i lepiej - dla tego bliźniaka oczywiście.

Nie mogę sobie przypomnieć dlaczego ja wtedy nie oddałam materiału do badań. To jednak w tej chwili mało ważne. Całkiem niedawno przeczytałam u Xezbeth (można wygooglać;) lub przejść się na haque.pl) i przypomniałam sobie o tym, że przecież chcę. I mogę w końcu. I zrobię to. Zgłoszę się i ja. W Bazie Dawców Komórek Macierzystych Polska przy Fundacji DKMS. Gdy wszelkie przemyślenia i  wewnętrzne wątpliwości dawno już zostały rozwiane, rejestracja jest banalnie prosta. Z pomocą przychodzi strona DKMS, tam również znaleźć można odpowiedzi na szereg rodzących się podczas przemyśleń pytań. Myślę, że każdy, kto świadomie podjął decyzję o tym, że chciałby podzielić się życiem z innymi, kto czuje się na siłach  odpowiedzialnie podchodzi do tematu, a tylko potrzebuje odpowiedzi na pytania czysto "techniczne", znajdzie tam wszystko, co będzie mu potrzebne. Potem już tylko oczekiwanie na przesyłkę. Banalnie prosty wymaz i gotowe.

Gdzie jestem? Oczekuję na pałeczki do pobrania wymazu. Mam nadzieję, że mój genetyczny bliźniak nigdy nie będzie potrzebował mojego szpiku czy komórek macierzystych, że nie będzie rozpaczliwie walczył o życie, ale gdyby - zrobię, co w mojej mocy, by mu pomóc. By wygrał tę walkę. Mam również nadzieję, że jeśli ja zachoruję, znajdzie się ktoś, kto podaruje mi życie.

4 komentarze:

  1. Lady, podziwiam cię za takie podejście, ja kilkakrotnie zastanawiałam się nad szpikiem, niestety, nie chcę się tu przypadkiem usprawiedliwiać, nie dam rady być dawcą, za bardzo się boję, po tych wszystkich moich operacjach... Ale dobrze, że są ludzie tacy jak Ty :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz... ja myślę, że to zupełnie naturalne, gdybym miała za sobą takie doświadczenia, cokolwiek, co kazałoby mi przypuszczać, że może coś się wydarzyć w czasie oddania szpiku, nie zaryzykowałabym (no, chyba że dla dziecka).
      Nie uważam, żebym zasługiwała na podziw, uważam natomiast, że w Twojej sytuacji nie ma mowy o usprawiedliwianiu się. Twoja decyzja jest w mojej ocenie słuszna - jedyna słuszna :)

      Usuń
  2. Lady, podziw, w tym kontekście, że ja się na to w chwili obecnej nie zdecyduję. Że za dużo jest we mnie ludzkiego, zwykłego strachu, a Ty myślisz o innych, chcesz im pomagać. Wiesz, wiele jest ludzi, którzy mogliby to zrobić, ale pochłonięci swoim życiem już nie myślą o innych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, och, zarumieniłam się;)
      pokażę Ci jednak drugą stronę, egoistyczną... Być może naiwnie wierzę, że jeśli kiedykolwiek potrzebna mi będzie pomoc, to ta moja chęć do mnie wróci, to ktoś się znajdzie i będzie pasował... i pozwoli mi żyć. Chyba wierzę po trochu, że dobro powraca.

      no i tak, jak mówiłam, gdybym miała czego się bać, to strach by zwyciężył. Ja lękliwe stworzenie jestem i kocham swoje życie ponad wszystko, dlatego nie zaryzykowałabym go

      Usuń