...spowodowana była zamieszaniem spowodowanym przez szereg rozmaitych zajść i sytuacji. Najpierw mój słynny już katar przerodził się w coś niegroźnego, ale bardzo dokuczliwego, głowa mi pękała, a natłok pracy nie sprzyjał regeneracji, później okazało się, że Pan Mąż wyjeżdża służbowo do "stolycy", więc trzeba było ogarnąć ten jego wyjazd.
W końcu jestem. I co mam do powiedzenia?
Zielone spojrzenie sprawiło, że się rozpłynęłam. W niedzielę przyszło podziękować za amulet i orzekło, że nie widzi potrzeby chowania go gdziekolwiek, bo amulet idealnie do niego pasuje oraz znakomicie leży. Wzdychałam i uśmiechałam się do siebie. Rozpieściło mnie wszystko, co zielone miało mi do powiedzenia. Lubię. Lubię sprawiać przyjemność, zwłaszcza tym, którzy są dla mnie ważni.
Otrzymałam też swoje zamówione hematyty. Mój amulet ma inną prezencję niż ta z wyobraźni. Przyczyna banalna, małe sześciany mają zbyt mały otwór oraz otrzymałam sznurek grubszy niż zamawiałam. Zeźliłam się. Nawet bardzo. Miałam swoje kamienie i musiałam czekać na kolejną dostawę sznurków. Długo nie czekałam - dobę tylko. Wtedy zaś okazało się, że i te, które zamówiłam są zbyt grube i trzeba by pewnie 0,4 mm żeby pasowało. Postanowiłam ochłonąć, ale amulet mieć musiałam i to już, teraz, zaraz. Tym sposobem wzięłam swoje kulki i uplotłam im bajeczną otoczkę. Amulet wyszedł cudowny. Sama byłam zaskoczona, że tak dobrze mi poszło. Siostra spoglądała i myślała, że zajmuję się tym od dawna. Nawet zamówienie chciała u mnie złożyć. Nie na amulet, a na bransoletkę. Coś mi jednak z tym moim amuletem nie pasowało. Piękny był, ale jakby... nie mój. Jakby nie pasował. Wymyśliłam więc, że ponoszę do wieczora i rozplotę, po czym zaplotę nowy, mój i pasujący. Jak wymyśliłam, tak uczyniłam i wiedziałam już, że go nie zdejmę. Prosty, delikatny i zwracający uwagę kamieniami, nie splotem. Tego było mi trzeba. Grubsze sznurki zostaną więc wykorzystane z innej okazji i może dla kogoś innego. Albo uczynię sobie bransoletkę wyjściową, taką elegancką, jak ten pierwszy amulet i będę miała "na okazje". W każdym razie... jestem zachwycona nowym wcieleniem moich hematytów.
Pan Mąż. Wyjechał. W środę nad ranem. Służbowo. I nie wiadomo, kiedy wróci. Chciałam siedzieć i czekać aż wstanie, pożegnać się, wprawić go i dopiero wtedy się położyć. Nie wyszło, rozsądek wziął górę. Do tego rano uznałam, że PMS mam na tyle złośliwy, że mogłabym się wziąć i poryczeć, jak głupek. Więc dobrze, że poszłam spać, a on wyjechał po cichutku. Wieczór spędziliśmy wspólnie, robiąc zakupy, gadając itd. Zostawiłam mu list na klawiaturze i tak wyglądało nasze pożegnanie. Wiele sprzecznych myśli związanych z jego nieobecnością miałam. Nie wiedziałam, czy sobie poradzę - organizacyjnie, czy dam ze wszystkim radę, czy nie będę tęsknić zbyt... Pamiętam, jakby to było wczoraj, nasze pierwsze rozstanie na noc (pierwsze po ślubie), miało go nie być kilka dni. Tato wiózł mnie do mojego domu, a ja za wszelką cenę chciałam ukryć, że wyję. Całe szczęście ciemno było, włączyłam radio, żeby nie słyszał. Źle to zniosłam. Od tamtego czasu minęło... dobrych 8, może 9 lat i umiem już poradzić sobie z tęsknotą. Całe szczęście Pan Mąż ma pracę, jaką ma, zdążyłam przywyknąć, że zwykle bywa tylko w weekendy, a w tygodniu z życiem codziennym muszę radzić sobie sama, bo późno wraca. Jak mi? Inaczej. Pierwszego dnia próbowałam wszystko ogarnąć i myślałam, że podziwiam samotnych rodziców, którzy mimo wszystko jakoś sobie radzą. Nie mam tu nikogo, kto mógłby mi pomóc, wynieść głupie śmieci, skoczyć po mleko do sklepu, więc... nie mam wyjścia, muszę ogarniać. Chciałabym wiedzieć, kiedy wróci. Ale tego nie wie nawet on niestety. Chciałabym też, żeby wrócił zadowolony i usatysfakcjonowany. I chciałabym, żeby za chwilę zadzwonił;)
Doceniam to, co robi dla domu. To nieocenione, móc zadzwonić i powiedzieć: kup to i to, jak będziesz wracał, bo mam dużo pracy, nie zdążyłam na zakupy. To nieocenione, wiedzieć że w razie czego ochroni, pomoże, jest blisko i zaradzi. W tej chwili nie jest. Dzieli nas 300 km. Dziś bliżej mu do zielonego spojrzenia niż do mnie.
Posądzono mnie o rutynę i brak uczucia, skoro nie usycham z tęsknoty... A ja zwyczajnie chcę, żeby był szczęśliwy, czyż m.in. nie o to chodzi w miłości? Żeby nie ograniczać? Dawać nawet swoim kosztem? Wiem, że praca jest jego największą pasją, że się w niej spełnia, realizuje, że daje mu energię i sprawia przyjemność. Ten wyjazd to zawodowe wyzwanie, jak miałabym mu zabronić? Jak miałabym usychać, skoro wiem, że on wiedząc, że uschnę, zrezygnowałby dla mnie? Rozstania krótkie jeszcze żadnemu związkowi nie zaszkodziły. Jesteśmy dorośli, damy radę.
Dziecko też całkiem nieźle znosi jego nieobecność. Pyta, kiedy wróci, ale nie ma dramatu. Dziecko też przyzwyczajone, że kiedy tato pracuje, to go nie ma. Rano ma tylko zdziwioną minę, kiedy wstaje, biegnie do gościnnego i nie zastaje tam tatusia ukochanego, który zwykle popija tam bladym świtem kawę i czeka na nią, by się tulić i drapać po plecach.
Nie zastąpię jej jego w tym czasie, ale myślę, że mimo wszystko nieźle sobie same radzimy.
Co jeszcze?
Angry birds, na które dziecko me czekało jakiś czas. Skrupulatnie zbierało naklejki i marzyło o tym, że
ptak w końcu zagości w jej domu. Jak wiadomo Tesco poległo chwilowo i wydawanie nagród zostało wstrzymane. Otrzymaliśmy kilka dni temu informację, że dziś w południe ma być spora dostawa. Ubrałam więc dziecko me i poszłyśmy. Niestety, oficjalni dostawy nie było. Postanowiłam więc zrobić zakupy, które i tak tam robię niemal codziennie, doczytałam w międzyczasie, że zebranym znaczkom automatycznie zostanie przedłużony termin ważności i w listopadzie ptactwo będzie dostępne w pełnym asortymencie, dla każdego. Zrobiłam zakupy, kręcę się jeszcze przy słodyczach na wagę i już mam iść do kasy, kiedy dostrzegłam jednego... w alejce zzzzzzzzzzzzzzz...
czajnikami i tosterami :P: Myślałam, że mi się przywidziało, wracam, patrzę, jest!
To nie był ten, którego ona sobie wymarzyła, rozważała więc przez jakiś czas czekanie do listopada, ale w końcu orzekła, że on ją kocha, bo jej to wyszeptał do ucha więc go bierzemy. No i wzięłyśmy, skoro kocha, cóż było robić? ;)
Wystarczy. Na dziś oczywiście. Do miłego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz