Polub mnie

poniedziałek, 23 września 2013

A kiedy mi źle...

... jesień nie sprzyja dobremu samopoczuciu. W każdym razie mojemu. Nie lubię. Ani jesieni, ani zimy.
Mogłabym na ten czas, jak cesarz Tyberiusz przenosić się to umiejscowionej w nieznających jesieni i zimy okolicach i tam przeczekiwać ten czas. Jest tylko jeden problem. Nie jestem cesarzem. Co więc robię?
Jesień jest dla mnie przykra z wielu powodów. Przede wszystkim jest zimno, buro, szybko robi się ciemno, a do tego w powietrzu unosi się wilgoć, co sprawia, że schorowane moje kolana i kręgosłup bolą niemiłosiernie. Chłód mnie przygnębia, brak słońca smuci, aura irytuje, spadające liście przypominają o nieuniknionym... Najbardziej jednak cierpię z powodu niedoborów słońca. Jestem zdecydowanie ciepłolubnym stworzeniem, kocham słońce, które pieści moją twarz, kocham zapach powietrza nim ogrzewanego, jesienią i zimą mam ochotę zakopać się pod kilogramami kołder i koców i... czekać. Albo spać.
Nie jestem cesarzem. Nie mam służby, niani i niezależnie od wszystkiego pełnego konta. Dziecko potrzebuje nadzoru, zabawy, opieki, spacerów, jedzenia, konto potrzebuje mojej pracy (tak, nie tylko mojej, ale jednak mojej również), a dom potrzebuje porządków, zakupów i reszty.
Co więc robię?  Z przyjemnością oddaję się pozornym drobnostkom, które połączone w całość idealnie poprawiają moje samopoczucie i pozwalają się uśmiechnąć... "impossible is nothing" - uwielbiam tę koszulkę do spania. Ciepła, miękka i cudownie nastraja. Wybieram ją wówczas nie tylko do snu, czasem pozwalam sobie na piżamowy dzień. Wtedy nie dbam o ubranie, idealnie ułożone włosy i resztę. Wtedy chodzę po domu w kolorowych skarpetkach i koszulce od rana do wieczora.

Delektuję się zapachami... Od dziś mam nowy, "first bloom" od glade. Nabyłam przypadkiem, szukałam prawdę mówiąc czegoś innego, ale coś mówiło mi, że to będzie wybór idealny. I był. Włącza się co 20 minut jeśli wykryje ruch, więc nie zużywa się bez sensu kiedy nikogo nie ma w domu. Jest wyrazisty, ale niezwykle delikatny. Mój. Bardzo z mojej bajki. Pachnie tak, jak gdyby zapach ten stworzyło zielone spojrzenie specjalnie dla mnie. Znając mnie, wiedząc, co lubię i co sprawi mi przyjemność.
Niewiele czasu zajęło mi wybranie go, spojrzałam, choć na co dzień nie rusza mnie róż... W każdym razie - spojrzałam i już wiedziałam, że zabiorę go do domu, żeby spróbować. Wiem jedno, na jesień nabędę spory zapas. Nie wiem, na jak długo wystarczy jeden wkład, ale... nauczona doświadczeniami minionego roku, kiedy to jesień i zima trwały łącznie dużo ponad pół roku... lepiej mieć, niż nie mieć;)

Delektuję się też gorącą czekoladą. Najbardziej oczywiście kocham taką prawdziwą, jaką kiedyś robiła mi babcia, ale... jednak nie zawsze mam czas, by oddawać się rozpuszczaniu, mieszaniu, łączeniu itd. Czasem więc korzystam z zamienników. I choć Mokate - Diavollo  i Aniello.
żaden nie może równać się z czekoladą z przepisu babci, niektóre są caaaałkiem przyzwoite. Nie wiem, co będzie moim smakiem tej jesieni i zimy, w ubiegłym roku były to dwa warianty
Do dziś nie wiem, która była bardziej moja. Jedna saszetka była zbyt słaba na kubek, dlatego używałam dwóch i wtedy... mogłam się rozpłynąć. Książę Pan twierdzi, że nie mogę się zdecydować, bo moja dusza jest gdzieś pośrodku, więc w takim samym stopniu czarna, jak biała;)

Kąpiel... Jesień i zima to chyba jedyny czas, kiedy delektuję się także kąpielą. Latem i wiosną biorę prysznic, dłuższy lub krótszy, czasem baaardzo długi, ale zawsze prysznic. Zimą i jesienią pozwalam sobie na pachnącą kąpiel. Z perełkami, kulkami, płatkami róży, w ciemnościach rozjaśnianych blaskiem świec. Ot, takie moje małe SPA. Dziecko w łóżku, więc mogę sobie pozwolić na relaks, na słuchanie ciszy. Lubię zanurzać się niemal zupełnie i słyszeć dźwięki spod wody. Nie wiem dlaczego, ale bardzo mnie to uspokaja, wycisza, relaksuje. Nie wspomnę oczywiście o blasku, który sam w sobie jest balsamem na moje oczy.
Zajadam mandarynki, pijam herbatę z miodem, zapalam wieczorem cudownie pachnące świece. Uznaję, że ciemność zapada szybciej, żebym mogła przystanąć, odpocząć, zrobić coś tylko dla siebie. Więc nie żałuję sobie. Ani kąpieli, ani czekolady, ani zapachu, który wypełnia mój dom. Częściej też gram na gitarze. Nie wiem, jak to możliwe, ale kiedy jasny dzień trwa latem aż tyle godzin, zwyczajnie na niektóre rzeczy brakuje mi czasu, kiedy jesienią i zimą jest ciemno o 16, potrafię tak zagospodarować własny czas, by móc sobie pozwolić na te okruchy szczęścia składające się na pełnię.
Lubię wracać jesienią do smaków dzieciństwa, do smaków, które ewidentnie kojarzą mi się z babcią. Robię więc wtedy np. rożki serowe, które robi się nie tylko błyskawicznie i niemal z niczego, ale stanowią absolutną rozpustę dla podniebienia. Ciekawa jestem, jak zareaguje na nie moje dziecko... bo tak się złożyło, że nie miało okazji jeszcze. O tak! Nabędę twaróg, wydumam pyszne nadzienie i zrobię kilka, dla wspomnień.
Jesienią znajduję czas na oglądanie zdjęć... Takich, które schowane w pudełkach i szkatułkach, można dotykać, takich, których nie mam na komputerze, bo niektóre z nich zrobione zostały wtedy, gdy komputery były dla zwykłych zjadaczy chleba nieosiągalne... Patrzę na te, na których jestem z babcią, dotykam jej twarzy, jak gdybym wierzyła, że poczuję jej ciepłą i miękką skórę... i walczę z ambiwalencją.
Żal mi, że moje dziecko jej nie poznało, że nie miało okazji zaczerpnąć tego, co było moim udziałem. Babcie mojego dziecka nie dadzą mu tego, co ja miałam szczęście dostać. Żal mi go z tego powodu. Żal mi, że mnie już nie jest dane. Czasem tak bardzo mi jej brakuje, tak bardzo chciałabym poczuć dotyk jej rąk na swoim policzku... Z drugiej jednak strony przepełnia mnie radość, że miałam ją... przez tyle lat miałam babcię, jakiej nie miał nikt. No dobrze, nikt poza moim rodzeństwem i rodzeństwem ciotecznym. Ale... mam wrażenie, że jednak miała ze mną szczególną więź.

Jesienią świętuję urodziny i robię, co mogę, by był to dzień szczególny, jak kiedyś. By jesień nie zamknęła mnie w pokoju bez klamek, staram się ze wszystkich sił znaleźć w niej pozytywy i je celebrować. Uzmysławiać sobie, czego nie mogłabym, gdyby nie jesień.  Wskazuję sobie wszystko to, co każdego roku dzieje się jesienią i zimą, a czego w jakiś przedziwny i nieodgadniony sposób nie jestem w stanie zrobić, kiedy jest ciepło.
Cóż... widocznie rzeczywiście "Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem"


2 komentarze:

  1. Ja też za jesienią nie przepadam... ale dla mnie lekarstwem są spotkania ze znajomymi... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dla mnie to zdecydowanie za mało. Cierpię fizycznie i psychicznie, a ludzie, którzy mogliby cokolwiek z tym zrobić mieszkają ode mnie bardzo daleko. Dlatego kolekcjonuję okruchy i korzystam ze Skypa;)

      Usuń