Spotkał katar Katarzynę -
A - psik!
Katarzyna pod pierzynę -
A - psik!
Sprowadzono wnet doktora -
A - psik!
"Pani jest na katar chora" -
A - psik!
Terpentyną grzbiet jej natarł -
A - psik!
A po chwili sam miał katar -
A - psik!
Poszedł doktor do rejenta -
A - psik!
A to właśnie były święta -
A - psik!
Stoi flaków pełna micha -
A - psik!
A już rejent w michę kicha -
A - psik!
Od rejenta poszło dalej -
A - psik!
Bo się goście pokichali -
A - psik!
Od tych gości ich znów goście -
A - psik!
Że dudniło jak na moście -
A - psik!
Przed godziną jedenastą -
A - psik!
Już kichało całe miasto -
A - psik!
Aż zabrakło terpentyny -
A - psik!
Z winy jednej Katarzyny -
A - psik!
Dziś wracam do tego wiersza, bo tak się stało, że wracam ZAWSZE, kiedy spotka katar Katarzynę. Dziś nie mogę się wygrzać, pod pierzynę wleźć, przespać i wyzdrowieć. Dziś muszę chorować po dorosłemu, pracując, opiekując się dzieckiem, robiąc zakupy, gotując iiiiiiiiiiii... modląc się, żeby przeziębienie zwane na potrzeby tego tekstu katarem - nie polubiło mnie zbytnio i nie chciało zostać ze mną na dłużej w jakiejś mniej przyjaznej formie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz