Ja i Pan Mąż... Nawet plany były, żeby wyskoczyć gdzieś, bawić się dobrze, śmiać, szaleć i korzystać... Ale nie wyszło. Jak zwykle, kiedy możemy sobie pozwolić na chwilę słodkiego szaleństwa - leje. Tak jest i tym razem. Leje nieprzerwanie od piątkowego wieczoru. Tym sposobem i grill odpada i wygrzewanie ciał na słońcu nad wodą. A ta... ta - tak mi się marzy...Nabyłam dziś górę od bikini i mam wizję. Muszę co prawda znaleźć coś, co będzie udawało spódniczkę i zasłaniało "napakowane" uda, ale nie zamierzam rezygnować ze słońca. O ile oczywiście raczy się pokazać.
Aquapark mi się marzy (na szczęście do aquaparku mam jednoczęściowy strój w ulubionym fioletowym kolorze), Mała Wiedźma rok temu była tam taaaka szczęśliwa... ale przecież nie pojadę w takie ulewy ponad 30 km do aquaparku. Tym bardziej, że Pan Mąż z okazji wolnego wziął i się rozchorował. No dobrze, może rozchorował, to zbyt dużo powiedziane, ale... coś go boli dolny odcinek kręgosłupa, więc łazi jak połamany, a krótki wypad samochodem po większe zakupy kończy się godzinnym jękiem.
Eh! A tak mi się ładnie marzyło, że Solina, że rodzinne strony, że w nieznane... Mam oczywiście nadzieję, że jeszcze nic straconego, ale nie napalam się aż tak, coby mniej boleśnie przeżyć ewentualne rozczarowanie. Tym bardziej, że w mojej pracy szykuje się rzekomo gorący okres. Fajnie by było:) I szkoda, że nie można mieć wszystkiego;)
Oko się leczy, ciemność powoli staje się coraz jaśniejsza, choć prawda jest taka, że mój mózg nadal otrzymuje dwa różne obrazy z obydwu oczu. I wariuje od tego. A ja razem z nim. Nerwowa jestem, drażliwa i prawdę mówiąc przerażona. Tym bardziej, że wyleczenie zapalenia jeszcze o niczym nie świadczy i możliwe jest, że mimo tegoż wyleczenia, oko będzie widziało słabiej lub przestanę na nie widzieć zupełnie.
I to mnie przeraża. Nie umiem sobie tego wyobrazić, a przecież mam wyobraźnię niemal nieograniczoną (tak mówią). Niby mam się nie nakręcać i póki co nie wybiegać myślą aż tak daleko do przodu, a jednak nie umiem przestać o tym myśleć.
Leżę więc. I myślę. Nie tylko o tym, co będzie lub co może być i jak może być, ale także o tym, kogo mam przy sobie. Kogo mam naprawdę i komu na mnie zależy. Nie chcę tego, nie o takim myśleniu marzyłam, a jednak samo przychodzi, wpycha się po chamsku i wrzeszczy, jak opętane: spójrz co się dzieje! Przejrzyj na oczy! Wyciągnij wnioski i przestań się łudzić!
A ja nie. Ja słucham, nawet potakuję, ale przestać nie umiem. Jeszcze nie teraz. Jeszcze się chwytam ostatnich skrawków tzw. rozsądku, jeszcze przywołuję w pamięci dowody na fałszywość twierdzeń tych nachalnych myśli, jeszcze traktuję, jak wyjątek, jak chwilowe trudności. Bo nie umiem uwierzyć, nie umiem przyjąć do wiadomości i pogodzić się z tym.
Eh!
Zdecydowanie wolałabym uciekać myślami zupełnie gdzieś indziej. Do kogoś innego. Szkoda, że nie można mieć wszystkiego.
A poza wszystkim - zakochałam się w muffinkach. W ich najróżniejszych odsłonach, wychodzących spod moich rąk. Teraz - planuję zakupy. Silikonowe formy w różnych kształtach. Zakochałam się i chcę je! Teraz muffinki będą wyjątkowe i niepowtarzalne - jak ja;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz