Polub mnie

sobota, 7 września 2013

Ale mnie wzięło...

...podarować zielonemu spojrzeniu chciałam coś wyjątkowego. Zupełnie przypadkiem natchnęły mnie
kamienie. Fakt, jakiś czas później natknęłam się w sklepie na jakąś nową kolekcję "kamienie coś tam" i muszę przyznać, że doznałam zawodu, ale... Podarunek został już wysłany, więc nie było odwrotu. Prawda jest taka, że kiedy już wysłałam, poczułam... że może nie powinnam była tego robić, że zbyt odwzorowane, zbyt podobne do tego, co zielone było łaskawe zrobić dla mnie... Fakt, moje miały zupełnie inne przeznaczenie, ale... formę jednak podobną. Nie byłam jednak aż tak zdesperowana, by lecieć na pocztę i przeszukiwać nadane przesyłki (oj tak... jednego razu miałam taką potrzebę, całe szczęście nadałam przesyłkę w punkcie pocztowym - niewielkim - trafiłam też na przemiłą panią, która pozwoliła mi "przewalić" wszystko i odnaleźć swoje, po czym odebrać i pójść. Wtedy co prawda nie chodziło o poczucie kompromitacji, a o próbę oszukania mnie przez adresata, no ale mniejsza z tym). Wróćmy do kamieni...
Stara Czarownica, znająca się na magii różnorodnej wprowadziła mnie (w sposób niezwykle fascynujący) w świat amuletów. Siostra, która dowiedziała się, co zrobiłam zapytała z niedowierzaniem "ty w to wierzysz?" - kładąc szczególny nacisk na "ty". Nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Powiedzmy, że traktuję z niewielkim przymrużeniem oka. Nie przeszkadzają mi, bywają piękne, cudownie zdobią lub dają poczucie "bezpieczeństwa". Skoro więc nie szkodzą? Dlaczego by ich nie mieć? Nie dotykać, nie patrzeć, nie zachwycać się, nie muskać palcami z myślą "achhh"? Tak więc Stara Czarownica opowiedziała, zapytałam ją wtedy o amulet dla zielonego spojrzenia i otrzymałam calusieńką listę. Wybrałam sobie ten, który spodobał mi się od razu i rozpoczęłam poszukiwania stosownego kamienia. Ponieważ w temacie kamieni i amuletów raczkuję, miałam niemały problem, ale w końcu się udało i zdobyłam 10 imponujących turkusów. Do tego żółty sznurek jubilerski i została mi zabawa w tworzenie. Miałam problem kolejny - całkowity brak zdolności i doświadczenia. Ale jakoś się udało, choć pod koniec miałam ochotę się rozpłakać. Nieoceniona córka ma błagała, bym zostawiła to dla niej, nie wysyłała, ale... obiecałam jej, że i dla niej kiedyś zrobię. Opowiedziałam, że to dla zielonego, że da mu natchnienie, pomysły, spokój i siły potrzebne do realizacji planów... że ochroni przed wszelkim złem, jakie mogłoby spotkać je ze strony innych osób... Och, łaskawie zgodziła się. Ja napisałam list i razem poszłyśmy wysłać amulet.


A dziś... dziś postanowiłam sprawić taki sobie. Długo zastanawiałam się, co wybrać... Mnie turkus nie pomoże... dziś mnie natchnęło i wybrałam hematyt. Nabyłam dwa rodzaje, bo mam wizję (ciekawe, jak będzie wyglądała jej realizacja i efekt). Po co? By chronił mnie przed zaborczością, regenerował ciało i umysł, łagodził stres i niwelował wewnętrzne konflikty, podarował mi opanowanie... Stara Czarownica powiedziała, że to Kamień Wojowników, że symbolizuje siłę, trzymanie się zasad, trwałość, poświęcenie, sięganie po to, co zaplanowane i zamierzone. Powiedziała, że urzeczywistnia najpiękniejsze marzenia i sprawia, że można ich dotknąć, że stają się realne. A zatem... Stworzę amulet i dla siebie. I będę nosić z przyjemnością... 
Ciekawe, czy na tym się skończy moja przygoda z amuletami, czy też znów nie będę umiała się oprzeć i wrócę do Starej Czarownicy, by jej posłuchać, a następnie stworzę kolejny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz