All rights reserved/lady_in_red |
Ale od początku... Jestem po nieprzespanej nocy, bo oto komórki się wzięły i wrzeć zaczęły. O tym, że kipią wiedziałam już wczoraj,o czym wspominałam. Ale wtedy mnie jeszcze nie bolało. Obudziłam się przed 2 w nocy z powodu bliżej nieokreślonego czegoś, czemu towarzyszyły ataki kołatania serca. Próbowałam sobie znaleźć miejsce w łóżku, ale nijak mi nie wychodziło. No w każdej pozycji źle. Wyobrażacie sobie wszechogarniający ból wszystkiego? Ból, który nie jest takim oczywistym bólem, jak wtedy, gdy boli stłuczone kolano czy obite żebra, jak wtedy, gdy boli brzuch na okres. Wyobraźcie więc sobie coś, co zalewa całe ciało ale w... jak to opisać? W zupełnie przeciwny sposób od tych bólów, które opisałam. Nim mnie olśniło, że to dziwne coś, to ból wszystkiego, minęła dobra godzina rzucania się po łóżku i zastanawiania, czy aby na pewno nie umieram, bo każda zmiana pozycji kończyła się walącym w piersi sercem. Ono, jak rano wydedukowałam, było reakcją na ów ból właśnie. Łyknęłam ibuprofen snułam się po mieszkaniu, bo siedzieć i leżeć się nie dało. Po jakiejś godzinie (kolejnej) lekko zadziałał. Tak lekko, że właściwie odczułam różnicę, ale żadnej ulgi. Gdy popiłam ibuprofen kawą, zelżyło na tyle, by przyszła ulga. Mogłam usiąść. Siedzenie było cacy. Przesiedziałam tak od 4:20 do 5:30. I pojechaliśmy do szpitala.
Tam badania i czytanie książki (czytam "Dziewczynę ze śniegiem we włosach" Ninni Schulman - gdyby coś, polecam). Po 90 minutach lekarz od przeszczepów mówi, że czekają jeszcze na jeden wynik i będzie decyzja. No i w końcu jest. Zabieg jutro. Komórki się wytworzyły, będzie można pobierać. Moją radość chyba nietrudno sobie wyobrazić. Problemem jest konieczność założenia nowego wkłucia centralnego. To problem, bo jeszcze z jednych powikłań nie wyszłam, a tu trzeba zrobić riplej. No ale mus, to mus. Mam tylko nadzieję, że zainstalują go tym razem może z drugiej strony szyi...
All rights reserved/lady_in_red |
Z gabinetu doktor zastępującej moją Doktor Kasię wybiegłam uradowana. Pędem do Pana Męża i Panny Wiedźmy, żeby im przekazać radosne nowiny. Z tej wielkiej radości ruszyliśmy "w miasto", pokazaliśmy dziecku Barbakan, ponownie odwiedziliśmy nasze ulubione Smoczysko, byliśmy na lodach... Na obolałych nogach (poranny ibuprofen przestawał działać) wróciłam do domu. Plan na jutro jest, mam nadzieję, że uda się go zrealizować bez dodatkowych atrakcji i zbędnego przedłużania mojego pobytu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz