Polub mnie

niedziela, 26 czerwca 2016

Fantastyczna niedziela przed ostatnim dniem chemii w tym cyklu...

All rights reserved/lady_in_red
Plan na ten dzień zrodził się w dość osobliwy sposób. Panna Wiedźma miała życzenie przejażdżki tramwajem i już już miała się ona odbyć wczoraj, ale w trakcie nabywania biletów okazało się, że w tej chwili i w tym biletomacie zapłacić można wyłącznie kartą. A traf chciał, że ja swoją torbę zostawiłam w domu, w torbie zaś portfel z kartami. Dysponowaliśmy więc wyłącznie gotówką, jaką miał przy sobie Pan Mąż.

Niezrażeni problemami z biletami, postanowiliśmy udać się nad Wisłę, gdzie "Wianki" i wiele z nimi związanych atrakcji, pojawiliśmy się w Lustrzanym Labiryncie, który pozwolił mi jeszcze bardziej zachwycić się mózgiem, Pan Mąż wystrzelał po mistrzowsku zabawki dla Panny Wiedźmy na strzelnicy, zaś "wirtualna rzeczywistość" przyprawiła mnie o mdłości, które musiałam zagłuszać tabletkami. To swoją drogą fascynujące... W tej wersji była to symulacja skoku na bungiee, lotów, przewrotów itd. I o ile początkowo umiałam zapanować nad odczuciami, nad mózgiem, przekonać "go", że to tylko zabawa, nierealne itd., o tyle na koniec byłam bliska zwymiotowania. Tak mnie zemdliło, że nie dałam rady iść ;) W pewnej chwili na tyle straciłam panowanie nad sytuacją i bodźcami, które do mnie docierają, że ręką trzepnęłam w biurko, tak mną rzucało... Pan Mąż miał ubaw, ja wiedziałam, że to nieprawdziwe, a nie umiałam przywołać w głowie wizji, która pozwoliłaby przestać reagować aż tak... Powstrzymywałam mdłości i myślałam: ten mózg to jest jednak fantastyczny. Pewnie gdyby nie moja choroba lokomocyjna, to by mnie nie mdliło, a tak, atrakcje miałam podwójne. Pannie Wiedźmie tak się spodobało, że zażyczyło sobie dwóch kolejek. Pan Mąż odstąpił dziecku, bo ja i dziecko odstąpiłyśmy mu swoje szanse na strzelnicy.
All rights reserved/lady_in_red
Dzień niewątpliwie fascynujący, urokliwy, a co najważniejsze - spędzony wspólnie.

Po nim, zostały nam kupione w kiosku bilety, zatem coby nie jechać "na głupa", gdziekolwiek tym tramwajem, postanowiłam poszukać atrakcji, które by nas zaciekawiły i do których dostać się nim można. Posiłkowałam się oczywiście Wujkiem Google, który wskazał m.in. Dom Strachów (który mnie początkowo skusił, ale ostatecznie uznałam, że to jednak nie jest atrakcja dla dziecka). W trakcie przeszukiwania internetu za atrakcjami dla rodzin z dziećmi w Krakowie, natknęłam się na Ogród Botaniczny Uniwersytetu Jagiellońskiego. Miejsce, które chcieliśmy odwiedzić już w czasie ostatniego naszego tu pobytu, ale jakoś tak wyszło, że nie wyszło. Sprawdziłam więc połączenie i tramwajem numer 52 wyruszyliśmy dziś właśnie tam.
Nie żałuję, mimo że w pewnym momencie dopadła nas okrutna ulewa, w wyniku której nie tylko dogłębnie i bardzo wnikliwie zwiedzaliśmy palmiarnię/szklarnię, ale i po powrocie zapakowałam całą pralkę wszystkiego brudno-zmoczonego.
Ogród Botaniczny UJ w Krakowie to miejsce wyjątkowe. Zachwycająco piękne, różnorodne, bardzo zadbane, zapierające dech. Nie tylko mnie i Panu Mężowi było tam przyjemnie spacerować, być i rozmawiać ze sobą. Panna Wiedźma popiskiwała i wzdychała co rusz i co krok.
Piękne widoki, cudowne rośliny, spokój, wolność i wyborne miejsce na nawet naprawdę długo spacer.

A jutro tzw. "dolewka" i w zależności od tego, jak będę się po niej czuła - wieczorem lub następnego dnia do domu.

Przed nami trudna rozmowa z właścicielką użyczanego nam mieszkania. Trudna dla nas, bo mamy świadomość, że wyświadcza nam ogromną przysługę, udostępniając lokum... Musimy zdecydować, co z następną chemią (na którą przyjedziemy pewnie 10 lipca).
All rights reserved/lady_in_red
domu we wtorek. Zobaczymy.

Póki jednak co - skupiam się na pozytywnym nastawieniu do zakończenia tego cyklu i myślę: jeśli z moim rakowatym kumplem dzieje się to samo po tej chemii, co z moimi igłami (dawniej włosami) oraz naskórkiem czy śluzówką żołądka - to jego dni są policzone!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz