Polub mnie

niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział "hemaologia" uważam za prawie otwarty.

Prawie, bo choć wiem, że wstępnie Profesor podejmie się leczenia, nie wiem jeszcze, co "wyjdzie w praniu". Zostałam wpisana na listę oczekujących na przyjęcie na oddział 25 kwietnia. Jako że jednak nie da się przewidzieć z kilkudniowym wyprzedzeniem, czy hematologiczny pacjent w istocie wyjdzie do domu tego i tego dnia, na oddziale funkcjonuje system potwierdzania przyjęcia.
Wygląda to tak: wpisana zostałam na poniedziałek, 25 kwietnia - to oznacza, że prawdopodobnie wtedy mogę zostać przyjęta. Około godziny 8:30-9:00 mam zadzwonić i dowiedzieć się, czy faktycznie zwolniło się dla mnie łóżko. Jeśli tak, mam się stawić na oddziale. Jeśli nie, pewnie zostanę przepisana na inny dzień.
Cóż... torba spakowana. Lista rzeczy, które dopakuję rano - stworzona. Jakimś cudem zniknęła mi lista pytań do Profesora. No nic, pójdę na żywioł (o ile w ogóle będzie mi dane z nim porozmawiać).
Dziecko wie, że ta rozłąka jest nam potrzebna, byśmy mogły być razem, bawić się, jeździć na rowerze, śpiewać, malować, wycinać z papieru. Wie, że będę dzielna i zrobię wszystko, żeby wyzdrowieć. I wie też, że to leżenie w szpitalu nie będzie bardzo długie. Bardzo długie będzie później, ale to wszystko po to, żebym wyzdrowiała.
Jest dzielna, choć wiem, że przeżywa i martwi się o mnie.
Kocham ją najbardziej na świecie. Gdyby nie to, że moja nieobecność odbije się na niej... szła bym do tego szpitala dziarskim krokiem, z nadzieją i wizją, w której na końcu drogi jestem zupełnie zdrowa. Na zawsze.
Dzięki Pannie Wiedźmie mam jeszcze większą motywację, jeszcze silniejszą wolę walki, ale niestety, dziarski krok odpłynął.
Damy jednak radę. I ja, i ona. Twarde jesteśmy!

Tak krótko dziś. Niewiele wiem, więc ograniczę się tylko do zapowiedzi. Gdy coś się wyjaśni, gdy coś będzie wiadomo, będzie "apdejt".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz