Polub mnie

poniedziałek, 24 lutego 2014

Lubię takie dni, jak dziś...

W takie dni, kiedy pracy mam mnóstwo, pogoda za oknem sprawia, że mam ochotę zaszyć się pod jakąś mięciutką, cieplutką i milutką pierzyną, a obowiązki domowe nie chcą się wykonać same, lubię usłyszeć "nie gotuj, coś przywiozę". Pan Mąż ma czasem doskonałe pomysły i potrafi się nimi wstrzelić w moment idealny. Nie dość, że przywrócił do życia moje połączenie internetowe, które rano sprawiło, że miałam ochotę wyrzucić laptop przez okno, to jeszcze odjął mi caaaaaaałą masę pracy tą swoją propozycją. Mała Wu miała oczywiście obiad przygotowany wczoraj, my zaś zjemy coś, co Pan Mąż zamówi na wieczór w Karpat Kebab Rzeszów. Marzy mi się soczyste, świeże i pachnące mięso z pełnym charakteru sosem i chrupiącymi surówkami.Muszę tylko okiełznywać regularnie te marzenia, coby się w nich nie zatopić na amen i nie zapomnieć o bożym świecie, przy okazji zaśliniając laptop.

Wróćmy zatem na chwilę do rzeczywistości:P
Panowie z Tesco przywieźli dziś chyba wszystko, czego potrzeba mi będzie do urodzinowego tortu Małej Wu. Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam i że wszystko się uda. Przy okazji przetestuję przepis na tzw. salceson - deser z mleka, żelatyny, cukru i pokrojonych w kostkę galaretek. Czeka mnie pakowanie prezentów (a papieru wciąż brak) i organizowanie wyjazdu. Niby jeszcze kilka dni, ale... trzeba to jakoś wszystko po ludzku zaplanować i ogarnąć. Do tego praca moja nie rozpieszcza i nie daje zbyt wielu wolnych chwil. Myślę, że gdybym się jeszcze musiała bawić z obiadem - z czymś nie zdążyłabym na pewno.
Heh... kusi mnie, by zapoznać Pana Męża z "szatańskim planem" zamawiania obiadów w Karpat Kebab Rzeszów codziennie, aż do dnia przyjęcia urodzinowego. Mogłabym się wtedy w pełni skupić na Cośkowym Torcie i wszystkim, co tam jeszcze trzeba zorganizować przed urodzinami.

Mówiłam, że chyba nigdy i nigdzie jeszcze nie dostałam porcji, której nie dałabym rady dokończyć? Mówię więc. Tak się stało we wtorek w  Karpat Kebab Rzeszów. Wracaliśmy z mojego rodzinnego miasta, gdzie załatwiałam urzędowe sprawy, była już pora obiadu (a ponieważ nie spodziewałam się, że tyle nam zajmie, nie przygotowałam wcześniej nic na obiad), więc Pan Mąż stwierdził, że możemy podjechać i zjeść tak, aby zaraz po powrocie Mała Wu poszła spać. Zamówiłam barani zestaw kebab i nie byłam w stanie go skończyć (a mimo iż to było południe, od rana nie miałam niczego w ustach). Było nie tylko pysznie, ale tak wiele, że "wymiękłam" i poprosiłam o zapakowanie na wynos, co oczywiście z uśmiechem uczyniono. Bardzo fajnie się tam czuje, wszyscy są uśmiechnięci i życzliwi, nikt nie robi problemu, gdy Mała Wu ma życzenie spożywać "prawdziwym widelcem", a nie widelczykiem do frytek, gdy ma ochotę na sok w kubku do kawy, bo "będę jak mama" itd. Ta kawa nawiasem mówiąc - bosssssssska. LavAzza sama w sobie jest boska, ale świeżo zmielona, dopieszczona spienionym mlekiem - poezja. I raz-dwa stawia na nogi po ciężkiej nocy.
Prawdę mówiąc, nie sądziłam, że bezglutenowa dieta pozwoli mi raczyć się takimi doskonałościami. I cieszę się, bo samo odstawienie pszenicy było dla mnie dość drastyczne, choć w sumie jakoś nie bolało bardzo. Menu w Karpat Kebab Rzeszów jest tak zróżnicowane, że nie tylko usatysfakcjonuje smakoszy o bardzo różnych gustach kulinarnych, ale także ludzi takich, jak ja - których kulinarnie ogranicza jakakolwiek dieta. 
Właściwie mogłabym zadzwonić i zamówić, bo jedzenie z dostawą realizowane jest do ostatniej chwili, w której czynny jest Karpat Kebab Rzeszów, ale Pan Mąż ma... po drodze;) niech więc się wykaże - będę mogła powiedzieć, że Pan Mąż mi dziś obiad podał :)

A poza kebabem z surówkami, moje myśli krążą wokół tych urodzin. Szwagier śmieje się ze mnie, że jeśli tak przeżywam zwykłe urodziny, to ciekawe, co będzie przy weselu :D


/Zdjęcia niepodpisane pochodzą z fp Karpat Kebab/

6 komentarzy:

  1. Weź, zawsze napiszesz coś, co przyprawi mnie o skurcz żołądka i muszę potem pędzić do kuchni. Litości, kobieto, ja codziennie przybieram na wadze, a do rozwiązania jeszcze troszkę! :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja wyszłam z założenia, że muszę to uwiecznić, wszak Pan Mąż mój z pewnością będzie przez najbliższych 10 lat obnosił się tym, że "żona nie ugotowała, więc jej podałem obiado-kolację";)
    Wybacz, mam nadzieję, że występek mój nie zostanie potraktowany, jak dręczenie ciężarnej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Że też mój P* dba o moją figurę... :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, mój też dba. To jest jego pierwszy raz od "niepamiętamkiedy" - dlatego sądzę, że będzie się tym razem obnosił.
      Szkoda, że w jego filozofii to nie działa w obie strony i moje obnoszenie się jest nie na miejscu, bo przecież "nie ma czym, tylko obiad zrobiłaś" :D

      Usuń
    2. Ciesz się, że przynajmniej chce jeść. Mój P* jak widzi obiad, to ucieka na Marsa. Kiedy pytam, czy mu nie smakuje, odpowiada, że najadł się hot-dogami na Orlenie :D. Nie gotuję najgorzej, ale mój niewybredny mąż nie ma czasu na porządny obiad z żoną, zwłaszcza odkąd spodziewamy się dziecka, a on picuje pokoik. :-)

      Usuń
    3. no tak... Mam w takim razie zdecydowanie lepiej - przynajmniej ogólnie;)
      Mojemu rzadko się zdarza nie chcieć obiadu, bo jadł na mieście czy coś...
      Nawiasem mówiąc... hot-dogi z orlenu - mmmmmmmmm, zwłaszcza kiedy byłam w ciąży, smakowały mi niesamowicie.

      Usuń