- Hani Amir / foter / CC BY-NC-ND
Jesteś, choć odszedłeś... w każdym fragmencie, każdym kawałku, każdym słowie. Mam cię tu na wyciągnięcie ręki, tuż obok, zaraz gdy wstanę i tuż przed tym, jak się położę - zawsze. Twoje zielone spojrzenie pozwala mi zatapiać się w balsamiczny spokój, wyciszenie, poczucie bezpieczeństwa i całe tony innych pozytywnych uczuć. A więc rzeczywiście dla mnie nic się nie zmieniło... Mimo to mam chyba jakiś
rodzaj żałoby. Błąkam się tam, gdzie już cię nie ma, mimo że każdy kąt przesiąknięty jest tobą, odnajduję twe ślady i oglądam z takim namaszczeniem, z jakim ogląda się pamiątki po najbliższym zmarłym. Nie umiem tego wytłumaczyć nawet sama sobie. Nie wiem, dlaczego tak. Mam świadomość, że coś się skończyło, mimo że dla mnie niemal nic się nie zmieniło. Mam świadomość, że już tam nie wrócisz, że pozostanie tam na zawsze pustka po tobie. I walczę ze sobą, bo z jednej, tej logicznie myślącej strony wiem, że to słuszne, z drugiej zaś podchodzę do sprawy nadzwyczaj egoistycznie. I czuję się z powodu tej drugiej strony jak sierota. Mój
niewyparzony język milczy. Głowa nie wie, co powiedzieć, więc i on udaje niemego. Przeżywa swoją
żałobę w ciszy, w ukryciu. I w tej ciszy wyrywam się tam i chodzę twoimi drogami, ocieram się, jak kot o nogi, o każde twoje słowo, każdą twoją cząstkę, która tam została i będzie tam już zawsze. I płakać mi się chce, choć przecież mam cię o wiele bliżej. Pustka po tobie mi doskwiera i stwierdzam, że zdecydowanie nie wszystko ze mną w porządku. Po co cię szukam tam, gdzie cię nie ma? Po co przeżywam odejście? Po co posypuję rany solą? Skoro mogłabym przełknąć i delektować się tym, co jest? Nie rozumiem tego, ale to mi chyba potrzebne.
- "Ghazaleh GHAZANFARI ' / foter / CC BY-ND
W zasadzie nie wiem dlaczego spodziewam się racjonalnych, schematycznych zachowań. Nigdy nie byłam przecież schematyczna. Nigdy nie wpasowywałam się w otoczenie wbrew sobie, nigdy nie kopiowałam - czemu więc dziwię się, że reakcje moje, emocje, uczucia i zachowania z nich wynikające odbiegają od ogólnie przyjętych standardów... Choć - czy ja wiem - czy w takiej sytuacji można mówić o jakichkolwiek kanonach?
Szanuję tę decyzję. Ba! Uważam, w obliczu argumentów, że jest najlepszą z możliwych, a jednak... kłuje mnie ona gdzieś w środku. Kłuje do tego stopnia, że dławię się usiłując przełknąć taki stan rzeczy i pogodzić się z tym.
A przecież ode mnie nie odszedłeś. Mnie nie zostawiłeś. Nie przede mną się bronisz...Skomplikowane to wszystko, ale mam nadzieję, że minie. Jak każda żałoba - skończy się. I przestanę powstrzymywać irracjonalne łzy pojawiające się tam, gdzie wyblakłe ślady twojej obecności...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz