Polub mnie

środa, 16 marca 2016

Przygotowanie do radioterapii - badanie PET

Tak, tak. Kolejny etap moich przygotowań można uznać za odhaczony. W poniedziałek około południa dowiedziałam się, że oto we wtorek "zapraszają mnie" na badanie. Muszę przyznać, że niespecjalnie komfortowo czułam się ze świadomością iż zostanę poinformowana dzień wcześniej. No ale mus, to mus. Czekałam cierpliwie i się doczekałam. Pozytonowa Tomografia Emisyjna jest badaniem, które znacznie dokładniej i precyzyjniej obrazuje zmiany (w tym nowotworowe) w ciele człowieka. Ponadto jest w stanie wykryć patologiczne procesy (w tym nowotworowe) na znacznie wcześniejszym etapie niż TK czy MRI. Dla mnie kluczowymi informacjami były:
- aktualnie nie istnieje badanie alternatywne czy porównywalne (w kontekście efektów) do badania PET
- dawka promieniowania, jakiego doświadcza pacjent w trakcie badania to mniej więcej tyle, ile przeciętny dorosły człowiek (o wadze 70 kg) "przyjmuje" z otoczenia (m.in. słońce, urządzenia domowe etc) w przeciągu 3 lat
- w przypadku chorób nowotworowych wykonanie badania PET, gdy u pacjenta nie stwierdzono poważnych schorzeń pobocznych zdecydowanie przeważa korzyściami nad potencjalnym niebezpieczeństwem
- zmniejszyć ryzyko związane z przyjęciem radiofarmaceutyku można w sposób stosunkowo prosty, tj. skutecznie i optymalnie szybko wypłukać go z organizmu (robi się to ni mniej, ni więcej, tylko pijąc)
Oczywiście wolałabym nie musieć przyjmować znacznika, niemniej rozumiem, że pozwoli to skuteczniej i bezpieczniej mnie leczyć. Wierzę, że zgodnie z aktualną wiedzą medyczną, w moim przypadku korzyści z wykonania badania zdecydowanie przewyższały ryzyko.

Wszystkie opisy badania, do których udało mi się dotrzeć uznają, że PET jest badaniem bezbolesnym i bezpiecznym. To w mojej ocenie oznacza, że oczywiście, trzeba liczyć się z ryzykiem (jak w czasie każdego badania czy zabiegu), ale histeryczne obawy związane chociażby z podaniem promieniotwórczego izotopu można schować gdzieś bardzo głęboko.

Na badanie zgłosić miałam się we wtorek (15.03) na godzinę 11:10. Polecono mi, bym w poniedziałek nie piła kawy, herbaty, coli i innych słodzonych/kolorowych napojów, nie jadła ciastek, czekolady oraz innych słodyczy, unikała wysiłku fizycznego. 6 godzin przed badaniem należało być na czczo, wypić natomiast trzeba było 1,5 litra mineralnej niegazowanej wody (bezsmakowej). Na badanie zjawić miałam się 15 minut przed wyznaczoną godziną, w ciepłym, swobodnym ubraniu pozbawionym metalowych elementów oraz z butelką mineralnej, niegazowanej wody.
Po przybyciu (byłam wcześniej) i odczekaniu kilkunastu minut poproszona zostałam o wypełnienie ankiety dotyczącej ogólnego stanu zdrowia oraz przebytych infekcji, alergii, zabiegów itd. Kolejnym etapem było zaznajomienie mnie z czynnikami ryzyka związanego z wykonaniem badania. Gdy podpisałam wszelkie niezbędne zgody, mogłam usiąść i czekać. Kilka chwil później poproszona zostałam do gabinetu lekarskiego, gdzie zmierzono mi poziom cukru (w skład podawanego znacznika wchodzi glukoza), założono wenflon, a lekarz medycyny nuklearnej poinformował mnie o przebiegu badania, jego celowości oraz postępowaniu po badaniu (dostałam też wytyczne na papierze, cobym nie zapomniała).

Z wenflonem w zgięciu łokciowym powędrowałam do poczekalni, by już po chwili udać się za "magiczne drzwi". Pielęgniarka pokazała gdzie, co i jak, objaśniła co będzie i usadziła mnie na zielonym krzesełku w korytarzu. Gdy przyszła moja kolej, wstrzyknięto mi izotop i zostałam zaprowadzona do "poczekalni gorącej". Tam na wygodnym fotelu, w półmroku i okryta kocem miałam się relaksować przez około 60 minut, popijając wodę i pilnując, by było mi ciepło. 500 ml wody należało wypić w czasie pierwszych 20 minut, następnie można było udać się do toalety, w celu usunięcia z pęcherza wszystkiego, co tam się regularnie zbiera od rana.
Nie minęła godzina, gdy przemiły pan technik "zawezwał mnie" na badanie. Przed nim obowiązkowo kolejna wizyta w toalecie. Badanie wykonywane było z rękami uniesionymi do góry i to był mój największy problem. Pozycja była niewygodna, głowa w specjalnej "formie", więc dla rąk miejsca było niewiele. Badanie trwało 20 minut, w tym czasie zdążył porządnie rozboleć mnie kark i bark, mięśnie rąk drżały z wysiłku (ręce właściwie wisiały w powietrzu), a same ręce ścierpły niemiłosiernie. Pod koniec badania modliłam się już, żeby szybciej był koniec, miałam bowiem wrażenie, że jeszcze minuta i się rozpłaczę. Na szczęście dotrwałam do końca. Pan technik polecił, bym udała się z powrotem do poczekalni gorącej i czekała na instrukcje od pielęgniarki. Wizyta w toalecie, powrót do poczekalni, wyjęcie wenflonu w gabinecie zabiegowym, który zwie się tam inaczej, ale nazwy mało ważne są, powrót do poczekalni i odbiór schowanych wcześniej w szafce rzeczy (w moim przypadku tylko torebki i komórki). Na krześle spędziłam około 20 minut, czekając na informację od lekarza, że mogę iść, bo badanie przebiegło prawidłowo. Doczekałam się i przemiła pielęgniarka poprowadziła mnie do wyjścia. Zapytała, czy ktoś na mnie czeka, a gdy odpowiedziałam, że tato, z szerokim uśmiechem życzyła mi wszystkiego dobrego na do widzenia.
Procedura rozpoczęła się dla mnie o godzinie 11:15, wypuszczona do domu zostałam o godzinie 13:45. Byłam pozytywnie zaskoczona, bowiem kazano mi liczyć się z 3-5 godzinami potrzebnymi do zrealizowania całej procedury.
Wyniki za około 2 tygodnie. Przyjdą pocztą. Tak chciałam (alternatywą był odbiór osobisty, jednak 60 km w jedną stronę tylko po to, by odebrać wynik to trochę marna wycieczka).

Po badaniu należy wrócić prosto do domu, unikać kontaktu z dziećmi i kobietami w ciąży, ograniczyć kontakt z innymi osobami. W moim przypadku, tj. w sytuacji, gdy w domu mieszka sześciolatka, sprawa została rozwiązana następująco - ja zamknęłam się w sypialni, sześciolatka natomiast urzędowała z tata w salonie. Tam też spędziła noc, ku swojej wielkiej uciesze i radości. Dla nas obydwu była to trudna sytuacja, nie mogłyśmy się przytulać, podchodzić do siebie, całować... Ale dałyśmy radę i rano, tuż po 5 usłyszałam pukanie do drzwi sypialni oraz głosik Panny Wiedźmy: mamusiuuu, już rano, obiecałaś, że się w końcu przytulimy!
Dla bezpieczeństwa w czasie 12 godzin po wykonaniu badania PET należy szczególnie dbać o higienę osobistą, dwa razy spłukiwać muszlę po skorzystaniu z toalety (izotop wydalany jest przede wszystkim z moczem) oraz dokładnie myć ręce po wizycie w toalecie. Należy też po każdym skorzystaniu dokładnie wytrzeć deskę sedesową (ja dla pewności używałam nawilżonych chusteczek, które następnie wrzucałam do toalety i spłukiwałam).

Dziś zaniosłam płyty ze wszystkich moich TK na oddział radioterapii, coby Nowa Moja Pani Doktor mogła wrócić do planowania leczenia. Kolejny krok to odbiór wyników PET i dostarczenie ich Nowej Mojej. A później... Później mam nadzieję sprawnie przejdę naświetlanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz