Polub mnie

czwartek, 21 grudnia 2017

Normalnie Wróżka, jak słowo daję!

All rights reserved/lady_in_red
No i skąd ja to wiedziałam? Skąd wiedziałam, że tylko czekać, aż Panna Wu się rozłoży? Jak w tytule. Wróżka normalnie. Eh!

W szkole Panny Wu, w klasach pierwszych (bo drugich i trzecich jeszcze nie ma) dzieciaki dziesiątkuje wirus. Mniej więcej od tygodnia, ze szczególnym przyspieszeniem w ciągu ostatnich 4 - 5 dni. Najlepsza koleżanka Panienki mej - leży plackiem chora od niedzieli... Nietrudno było mi przewidzieć, że prędzej czy później, dopadnie i moją. Wczoraj nic nie zapowiadało kłopotów. Jak wiadomo - wystąpiła w jasełkach, wzięła udział w opłatkowym spotkaniu, potem zaliczyła z nami spacer, bawiła się wesoło całe popołudnie. Wieczorem spakowałyśmy tornister i plan był taki, że idzie dziś do szkoły. Nie poszła, jak nietrudno się domyślić.

Mniej więcej godzinę po tym, jak zasnęła, "coś" w środku mnie, kazało mi zmierzyć jej temperaturę. I bingo. 37,7. Nic nie zrobiłam, bo stanów podgorączkowych "nie tykam". Ale noc miałam w tzw. plecy, bo co godzinę musiałam kontrolować sytuację (mając na uwadze przypadek Panny eM, przyjaciółki mojej Panny Wu, którą zmogło tak, że leki p/gorączkowe początkowo słabo dawały radę). 38 stopni, 38,3... 38,5... Po 4:00 rano zaświeciło się 39, więc ruszyłam do kuchni po Ibum. Na szczęście Panna Wu łagodniej przechodzi (odpukać) infekcję, która wyczyściła pierwsze klasy w szkole). Po 30 minutach temperatura spadła o cały stopień, po godzinie była już normalna, a wypieki z policzków powoli znikały.

Cóż - zarządziłam akcję "dzień w łóżku", napoiłam naparem z liści malin z domowej roboty sokiem malinowym i cytryną, po jakimś czasie ciepłym mlekiem, nakazałam włożenie ciepłych skarpet (Panienka Wu jest stworzeniem bezskarpetowym i w normalnych okolicznościach z lubością "lata boso") oraz ciepłego szlafroka, celem wypocenia wirusów. Powiadomiłam wychowawczynię, że oto Panna moja dołączyła do poległych w starciu z wirusem szkolnym i nie będzie jej już w szkole ani dziś, ani jutro. Odwołałam obiady w świetlicy, a na końcu lekcję śpiewu. Póki co - nic więcej nie mogę. Do lekarza się chwilowo nie wybieram, bo na gorączkę z pewnością zaleci mi jej zbijanie, lekiem na który nie potrzebuję recepty i który mam w domu na stałym wyposażeniu. Poza gorączką nic jej w tej chwili nie dolega, więc jakby wizyta w tej wylęgarni zarazków, jaką jest z całą pewnością przychodnia, mija się lekko z celem. Poczekam. Zresztą... jeśli to wirus (a na 95% jest to wirus), to leczenie będzie opierało się o przynoszenie dziecku ulgi, nawadnianie, zbijanie gorączki i odpoczynek w ciepłym łóżku.

All rights reserved/lady_in_red
Mam cichą nadzieję, że skoro dziecko me jest w lepszym stanie ogólnym, niż wspomniana koleżanka od serca, to jakoś łagodniej to przejdzie i w miarę szybko dojdzie do siebie. Święta w łóżku są średnio magiczne.

Przy okazji usprawiedliwiania nieobecności, dowiedziałam się, że dziś w klasie Panienki Wu było tylko 13 dzieci (klasa liczy 23). W trzech pozostałych pierwszych klasach, frekwencja podobna, więc... można uznać, że szkołą zawładnęło coś na kształt epidemii. Prawdę mówiąc, nie jestem zdziwiona. W ciągu kilku ostatnich dni, "nasza pani" wydzwaniała rodziców, by odbierali z lekcji zagorączkowane dzieci - to po pierwsze, po drugie - powszechnie wiadomo, że dzieci zarażają często jeszcze zanim wystąpią u nich objawy dostrzegalne przez dorosłych, po trzecie, znaczna część tych chorych dzieci pojawiła się wczoraj na jasełkach i spotkaniu opłatkowym, tak więc... no taki mix musiał przynieść wiadomy efekt. Jestem też pewna, że na tym się nie skończy i część tych obecnych dziś dzieci, polegnie popołudniu i jutro. Efekt domina na medal.

W związku z zachorowaniem Panienki Wu, moje plany przedświąteczne wzięły lekko w łeb. Jestem uziemiona na czas nieobecności Pana Męża, który to załatwia swoje sprawy (ważne, więc nie do przełożenia). Zakupy też będę musiała podzielić na raty, bo będziemy musieli wymieniać się przy dziecku. No ale plany, zakupy i reszta - mało ważna (w ogólnym rozrachunku). Najważniejsze, żeby dzieciowi szybko minęło. Po cichu liczę na to, że jej układ odpornościowy zbierze się w sobie i raz-dwa rozprawi się z wirusem.

Chciałabym dziś jeszcze zjawić się w szkole, w której wczoraj z tego wszystkiego zostawiłam łopatki do ciasta. Dwie są nowe, świeżo kupione i na nich niespecjalnie mi zależy, ale jedna jest pamiątką po babci i fajnie byłoby ją odzyskać. Do tego być może uda mi się odzyskać worek Mikołaja, który pewnie gdzieś tam leży i czeka na odbiór, a który pożyczyłam, więc wypadałoby oddać. Nie wiem, co mi z tego "chcenia" wyjdzie, ale być może uda się połączyć wycieczkę do szkoły z wycieczką po część zakupów.

All rights reserved/lady_in_red
No! To tak wygląda sytuacja dziś. Dobrze, że jestem mamą od kilku lat, zdążyłam przywyknąć, że dzieci potrafią rozchorować się w jednej chwili, mimo że chwilę wcześniej tryskały energią, życiem i siłami... na szczęście wiem też, że potrafią też równie szybko ozdrowieć (w tym Panna Wu jest jakby specjalistką), więc po 1) nie jestem zaskoczona (ba! jestem przygotowana) i po 2) jest nadzieja na spokojne, względnie zdrowe Święta, a przynajmniej na Święta poza łóżkiem.

Heh, wczoraj zastanawiałam się, czy mi się uda napisać przed Świętami, czy nie zapomnę, czy nie braknie mi czasu, sił, możliwości, a tu proszę... Okazuje się, że znalazł się czas, znalazł się temat, okazja...
Przy tej okazji pozwoliłam sobie dorzucić jeszcze kilka (wykadrowanych) fotek z wczoraj, bo... no trzeba mi przyznać, że moja pastereczko-gosposia baaaaardzo mi się podobała ;) I wszystkim dookoła mówiła, że sukienkę kupiła jej mama (a nawet kilka sukienek, żeby mieć z czego wybrać tę najbardziej pasującą do koncepcji), a fartuszek dostała od babci, chustkę zaś babcia specjalnie dla niej wyszywała na tę okoliczność (nie powiedziała, że dwa razy, bo pierwszy raz zakończył się pofarbowaniem chustki na czerwono :D )

Koniec końców - znów mam nadzieję, że odezwę się jeszcze przed Świętami. Może niekoniecznie ze sprawozdaniem, co i jak u nas, ale chociaż z życzeniami... Zresztą - kto wie, co będzie, prawda?
Kończę więc na dziś i...

Do zobaczenia niebawem!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz