Polub mnie

niedziela, 3 lipca 2016

Milczę, bo walczę...

All rights reserved/lady_in_red
... ze skutkami ubocznymi leczenia. Dzień po tym, jak nasmarowałam tu mój ostatni wpis, dostałam od losu prztyczka w nos. Solidnego prztyczka. Takiego, po którym uznałam, że mam za swoje i nie powinnam w taki sposób się wyrażać, w taki sposób żalić. Bo oto przyszły zmiany, przyszedł kryzys i w tym kryzysie uznałam, że "poprzestawiana kuchnia to dziś mój szczyt marzeń".

Od środy męczę się okrutnie. Do tego stopnia, że w czwartek zamiast zaprowadzić Pannę Wiedźmę do przedszkola, zobaczyć jak wyciska łzy z oczu pani M. swoim wierszykiem, zabarykadowałam się w toalecie i pozwoliłam, by świadkiem tych zdarzeń był wyłącznie Pan Mąż.

Nie będę się rozwlekać, bo o moich toaletowych problemach do tej pory udało mi się pogadać jedynie z Zielonym Spojrzeniem. Tak, tak, wbrew pozorom mam jakieś granice przyzwoitości, więc nadmieniam tylko, że różowo nie było i miałam taki kryzys, w czasie którego zapytałam Zielonego: "Jesteś pewne, że ja to wszystko przetrwam, przeżyję i dam radę? Bo jakoś słabo to dziś widzę, bardzo słabo (wezwałam mamę na pomoc, nie jestem w stanie funkcjonować samodzielnie)".

Zielone orzekło, że jest pewne i będzie cacy, potrzymało za rękę, powspierało, pogłaskało i pomogło mi psychicznie przez to wszystko przejść. Mama przybyła z odsieczą w piątek po swojej pracy, masowała, zrobiła naleśniki dla Panny Wiedźmy, zabrała ją na plac zabaw, puszczały razem latawiec, wybawiły się i pozwoliły mi odpocząć. Jestem jej wdzięczna. Bardzo. Wczoraj wyjechała.

All rights reserved/lady_in_red
Z innych atrakcji, ból po tym nowym czynniku wzrostu jest niewyobrażalny. Zaczął się dwie doby temu i prawda jest taka, że ani Ibuprofen, ani już na pewno Paracetamol nie dają mu rady. W tym czasie zaliczyłam trzy akcje wycia z bólu, zagryzania poduszki i dosłownego wbijania paznokci w ścianę. Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłam. Sposobem na ból okazał się być Aulin, mieszany (po kilku godzinach od przyjęcia) z 400 mg Ibuprofenu. Taka mieszanina sprawia, że w miarę normalnie mogę funkcjonować, bez przykurczu mięśni (które w ten sposób reagują na silny, rwący ból kości), bez drgawek kończyn i upadania na kolana.

Planów z poprzedniego posta nie udało się zrealizować. Bukieciki Panna Wiedźma zrobiła piękne, aczkolwiek kwiatki kupiłam w osiedlowej kwiaciarni, na żaden rowerowy kurs nie było szans. Ot, taka znów lekcja pokory - przyjmuj z godnością, co dostajesz i walcz, bo twoje plany runąć mogą wraz z minięciem nocy.

All rights reserved/lady_in_red
Żołądek mi dokucza. Jest bardzo osłabiony i zmęczony, zapewne i akcją biegunkową i lekami, które przyjmuję (on po prostu nie był przyzwyczajony do takiej ilości leków). W związku z powyższym nawet 1 bułka na raz to dla mnie zbyt obfity posiłek, po którym muszę w bólach zamykać się w toalecie. Dzielę więc te posiłki na mikroporcje i jem co 2-3 godziny, coby jednak jakieś siły mieć. Popijam zakwas z buraków, który ma mi dać siły i poprawić wyniki, a na który przepis dostałam od wyjątkowej, wiekowej już siostry zakonnej (która pokonała raka i dziś, mając ponad 90 lat nie tylko biega do chorych, gotuje im obiady, zmienia pościel, pomaga, ale także np. pracuje w ogrodzie) i mam nadzieję, że wszystkie te skutki uboczne niebawem mnie opuszczą, a ja na kolejną swoją chemie pojadę przynajmniej w przyzwoitej kondycji psychicznej.

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawa oprawa tematyczna bloga - idealnie psuję. Konkretny wpis!

    OdpowiedzUsuń