Polub mnie

poniedziałek, 25 lipca 2016

No i się doigrałam...

Od 14:00 (może z minutami) chodzę i płaczę. Ze szczęścia. Z szoku. Z nadmiaru emocji. Ze wszystkiego.
ZUPEŁNA REMISJA METABOLICZNA.

Usłyszałam od Doktor Kasi i nie mogę wyjść z szoku. Uczucia, które mi towarzyszą trudno opisać słowami, trudno nazwać, sklasyfikować, zaszufladkować... Je się po prostu czuje - wszystkie razem, takie intensywne, takie barwne, różne od siebie (bo to nie jest tylko bezgraniczne szczęście, niestety nie).
Jestem jak na jakimś haju... Przede mną (chyba) ostatnia prosta - przeszczep szpiku. Na tę chwilę mam wypłakać, co muszę, mam się cieszyć tym stanem, odpoczywać i zbierać siły na przeszczep. Mam też w trybie pilnym skontaktować się z ginekologiem, aby ocenił cystę na jajniku, która to cysta wyszła w badaniu PET. Wg Doktor Kasi jest ona zbyt mała na jakikolwiek zabieg, ale przed przeszczepem trzeba ją obejrzeć dokładnie, ocenić i nazwać. Wizyta umówiona na czwartek. Będzie spotkanie po latach z moim Ginekologiem-Aniołem...
Rozum podpowiada mi, że powinnam się bać i zamartwiać tą cystą... czy to aby nie jest "kolejne gówno", ale... no nie jestem w stanie. Hormony szczęścia, niedowierzanie i szok z okazji tej remisji mi nie pozwalają skupiać się na cyście (a gdzieś głęboko w środku mam nadzieję, że to tylko efekt zawirowań hormonalnych spowodowanych długim leczeniem onkologiczno-hematologicznym).

Za tydzień mam dzwonić do sekretariatu oddziału przeszczepiania szpiku, by uzyskać tam informacje dotyczące ogólnego terminu, w jakim miałby odbyć się mój przeszczep. Oczywiście dokładnie nikt mi nic nie powie, ale być może będą umieli określić jaka to część sierpnia będzie. Doktor Kasia mówiła, że kontaktowała się z lekarką, która pewnie będzie tam moją nową lekarką prowadzącą i według tej drugiej sierpień jest dla mnie jak najbardziej realny. Najprawdopodobniej nie będą to dwa najbliższe tygodnie, później się okaże. 
Tak więc mam co najmniej 2 tygodnie na odpoczywanie i przygotowania.

Jestem pełna nadziei, a jednocześnie mimo wszystko strasznie wylękniona. Tak bardzo chciałabym zamknąć wreszcie ten koszmarny rozdział. Wyleczyć się i zapomnieć o Hodgkinie. Znaczy nie... Nie zapomnę o nim, bo bardzo wiele zmienił w moim życiu i we mnie... zapomnieć o strachu przed nim, żyć pełną piersią, szczęśliwie, zdrowo i długo... bardzo długo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz