Polańczyk jest dla mnie miejscem szczególnym. Miejscem, które jak chyba żadne inne wiąże się z taką mnogością nie tylko wspomnień, ale i emocji, że na zawsze już wyrył sobie w moim sercu szczególne miejsce.
Nie mogę się doczekać. Nie byłam na urlopie od czasu, gdy byłam w ciąży (a Mała Wu, jak wiadomo, w lutym skończyła 4 lata). Niemal przebieram nogami z radości i niecierpliwości. Kto był, ten wie, że nad Soliną jest wyjątkowo, że wszystko, absolutnie wszystko jest tam inne niż wszędzie. Tam chłonie się prawdziwą magię, taką ekscytującą, taką sugestywną, namacalną, niemal posiadającą kształt. Tam odpoczywam naprawdę, znajduję tam spokój, ukojenie, zapomnienie, czas tam staje, nie napastowują terminy, nie dzwoni telefon, nikt się nie chce wprosić na kawę z obiadem i kolacją oraz podwieczorkiem, nie myślę co na obiad, do kiedy rachunek za prąd i rata za kartę kredytową... tam się zachwycam w pełni i nieustannie dziwię się czemuś, czemu najbliżej do "różnicy w powietrzu"
Bardzo cieszę się z tego wyjazdu, wiedziałam że jeśli pojedziemy w tym roku, to tam i tylko tam, uwielbiam tam wracać, bo mi tam dobrze, jak nigdzie indziej.
Z Polańczyka wracałam w ciąży dwa razy. Gdy urodziła się Mała Wu, mój niewyparzony język obiecał jej, że zabiorę ją tam, gdzie zdarzają się cuda, gdzie ona "się cudem zdarzyła". Chwilę nam to zajęło, ale już niebawem spełnię obietnicę.
To tylko kilka dni, bo praca Pana Męża nie pozwala w tej chwili na ciągły długi urlop, możemy więc co jakiś czas na kilka dni, ale... dla mnie cudownie, że możemy wyjechać nawet na tych kilka dni.
Jestem szczęśliwa. I wzruszona.
Ach!
/grafika należy do serwisu globtroter.pl/
Czas szybko leci. Ciekawy pomysł na rodzinną wycieczkę :)
OdpowiedzUsuń