Miałam ochotę na jakąś długą notkę okraszoną milionem zdjęć, ale... chwilowo nie mam sił (dziś odgruzowywałam mieszkanie, wstawiłam srylion prań, które następnie rozwiesiłam, rozpakowałam jedną z dwóch naszych toreb, pochowałam w szafach ubrania, które trzeba było zdjąć ze sznurków, by zwolnić miejsce do suszenia temu srylionowi prań... Nie umiem się w okamgnieniu przestawić z trybu "urlop" na tryb "praca". Na szczęście mój urlop trwa do niedzieli, więc mam jeszcze "chwilę" na zbratanie się ze zwyczajną codziennością.
Co do samego wyjazdu... Było pięknie. I Mała Wu miała problem z tym, że trzeba wracać. Na wodzie czuła się cudownie, świetnie się bawiła, pozdrawiała innych turystów prze-zabawnym "ahoj kamraci" i raz -dwa zjednywała sobie "fanów". Tak, tak... Ludzie, którzy z nią rozmawiali, twierdzili na koniec, że od teraz są jej fanami.
Dobrze, koniec na dziś. Niewyparzony język plącze się jakby, mimo iż zupełnie trzeźwy - czyżby upił się magią Bieszczadów? Czyżby z nadmiaru emocji i doznań nie mógł i nie chciał otrzeźwieć? Trudno powiedzieć, ale skoro musi się plątać... Niech czyni to, byle skończył przed poniedziałkiem, bo wtedy nie ma zmiłuj, trzeba zakasać rękawy i wziąć się do pracy.
Na pewno pojawią się wspomnienia z tego urlopu. Muszę tylko ochłonąć, ogarnąć rzeczywistość i "zebrać się w sobie.
*******************************************************************************
W ramach P.S. chciałam dodać, że magię urlopu zakłóciły wiadomości tv, z których to dowiedzieliśmy się o tragedii, jaka miała miejsce w Rybniku, słuchałam jak w transie głosu dziennikarza, docierało do mnie każde słowo, każde zdanie, po czym wracało: trzylatka zamknięta w samochodzie, zmarła, 8 godzin w zamkniętym samochodzie, zostawiona na słońcu...
Musiałam wyjść, bo bliska byłam jakiejś trudnej do wytłumaczenia histerii. Wyszłam i zdałam sobie sprawę z tego, że wciąż dzieją się rzeczy, które nie mieszczą mi się w głowie, których nie umiem pojąć, wyjaśnić, zrozumieć. I nie mam na myśli umierających dzieci, a zapominających o nich rodziców.
Post sprzed roku wrócił do mnie, jak bumerang (Tutaj, gdyby ktoś jeszcze nie czytał i miał ochotę). Wiem, że to jednak inna sytuacja (przynajmniej tak wynika z aktualnych danych), ale... kojarzy się jakby mimowolnie, do tego okazuje się, że mimo wszystko nie brak takich, którzy zostawiają "na pięć minut". Błagam! Myślcie!
Cieszę się, że wypoczęliście. Uściski.
OdpowiedzUsuń