Polub mnie

niedziela, 18 maja 2014

Ruszyło mnie...

Nie miałam w planach posta dziś, ale... jak w tytule - ruszyło mnie. Przez przypadek spojrzałam...


I aż mnie ścisnęło... Jakieś 8-10 lat temu byłam na miejscu tej kobiety. Było podobnie, z tą tylko różnicą, że mną poniewierano nie w ramach "testów społecznych". Napadł na mnie człowiek, którego nie chciałam poczęstować papierosem (nie palę, nie miałam przy sobie). I nie dało mu się wyjaśnić, że nie mam. Tłukł mnie, kopał, uderzał pięściami... Minęło nas mnóstwo ludzi i nikt - NIKT nie zareagował. Ok, bali się, niech będzie, ale żeby nie zadzwonić choćby na policję? Gdy mi się udało wykorzystać jego zachwianie (był pod wpływem, ale sił mu nie brakowało), uciekłam na drugą stronę ulicy, prawie na czworaka dopełzłam do Tesco, gdzie wiedziałam, że w tej chwili robią zakupy moi rodzice (ja byłam już po ślubie, umówiliśmy się na "rajd po sklepach"). Ochrona, która mnie zauważyła, chciała natychmiast wzywać pogotowie, musiałam wyglądać słabo, skoro ochroniarze wzięli mnie na ręce i nieśli, jakbym była w kawałkach. Dalej historia była już banalna - mego oprawcy nie schwytano, mimo iż policja objechała osiedle... Na szczęście poza krwiakami, podartą sukienką, stłuczeniami, sińcami i zdartą skórą z bardzo wielu płaszczyzn mego ciała - nic poważnego mi się nie stało. Na szczęście był pijany, a ja na tyle przytomna, by wykorzystać moment i zwiać... Ale gdyby nie?
Do dziś, choć minęło już tyle lat, nie umiem pojąć, dlaczego NIKT mi nie pomógł. Prosiłam o pomoc, błagałam przechodniów. Udawali, że mnie nie widzą. W tamtym momencie chciałam tylko wydostać się spod lawiny ciosów, nie myślałam o ludziach, wołałam o pomoc chyba instynktownie... Później do mnie dotarło, że mogłam zostać okaleczona na całe życie, zabita na oczach ludzi, przy ruchliwej ulicy na dużym osiedlu i NIKT nie kiwnąłby palcem.
Nie rozumiem, jak można było się tak zachować, jak można było ignorować sytuację, w której ktoś maltretuje kobietę błagającą o pomoc... Wiele umiem sobie wytłumaczyć, wiele jestem w stanie zrozumieć, ale obojętności w takich i tym podobnych okolicznościach... no nie umiem.
Dlaczego?
Dlaczego NIKT choćby nie zadzwonił na policję. Komisariat znajdował się o kilka minut spacerem od miejsca napaści. Radiowóz przyjechałby zapewne na tyle szybko, by w razie czego uratować mi życie. Dlaczego nikt nie pomyślał?
Nie oczekiwałam, że nagle samotnie przechodzące tamtędy kobiety rzucą mi się na ratunek, nie spodziewałam się, że emeryci będą uprawiać boks z moim oprawcą, ale młodzi, zdrowi mężczyźni idący w 4-5-osobowej grupie? A jeśli jednak nikt dla obcej baby nie chciał ryzykować (jestem to w stanie zrozumieć, serio), dlaczego NIKT nie zadzwonił?

2 komentarze:

  1. Oglądałam...I byłam zaszokowana. Przechodzili tak jakby to co się dzieje to coś oczywistego. Kiedyś W TVN pokazywali ( ogrywali scenke) koleś leżał i nikt nawet nie sprawdził czy wszystko w porządku z nim. zneczulica w naszym kraju :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedziałabym, że to smutne, ale... to jest PRZERAŻAJĄCE i kropka. Gdy byłam mała, babcia opowiadała mi, że we Lwowie (stamtąd pochodziła) sąsiedzi wychodzili pomóc jej zakupy wnieść do domu, że gdy przyjechała tu, gdzie mieszkała przez 3/4 swego życia, pracownik dziadka wybiegł z odsieczą, bo indyki się rzuciły na babcię i nie mogła wejść do domu... Gdy potrącił ją motocyklista, który uciekł z miejsca wypadku, obcy ludzie udzielili jej pomocy, wezwali pogotowie, podtrzymywali na duchu i zawiadomili dziadka...
      W takich chwilach wydaje mi się prawdą twierdzenie, że wraz z odejściem pokolenia mojej babci, skończyła się na zawsze pewna epoka...
      Pozdrawiam

      Usuń