Wiem, że w dzisiejszych czasach ryzyko jest stosunkowo nieduże, aczkolwiek byłam narażona na potencjalne zachorowanie... Kilka transfuzji oraz mnóstwo inwazyjnych zabiegów, naruszających ciągłość tkanek. Odetchnęłam z ulgą, gdy udało mi się w końcu odczytać, co następuje. A odczytywanie utrudniały trzęsące się ręce, których przez chwilę nijak nie umiałam opanować oraz walące serce, które sprawiło, że przez chwilę oczy odmówiły posłuszeństwa. No ale w końcu odczytałam i odetchnęłam.
Zaklinam swoje ciało i swoją głowę. Musi być dobrze! No musi i już! Bo przecież z całych sił chcę żyć. Z całych sił o to życie walczyłam. Szarpałam się ze śmiercią, wyrywając jej swoje ciało... nie tylko błagając, by je oddała, ale i warcząc, krzycząc, rozkazując. Gdzieś w głębi duszy mam świadomość, że to wszystko, co przeszłam - było nie do przejścia. Że udało mi się jakimś przedziwnym zrządzeniem losu, jakimś fartem. I że drugi raz nie dam rady. Nie dałabym rady.
Brrrr. Ciarki przechodzą mi po plecach na samą myśl... Więc staram się z tymi myślami walczyć. Powtarzam sobie, że jestem zdrowa i będę zdrowa. Będę żyć. Bo udało mi się na zawsze. Aczkolwiek kciukami żadnymi nie gardzę. Modlitwami również. Innymi pozytywnymi "fluidami" - też nie. Za wszelką życzliwość skierowaną pod mój adres jestem dozgonnie wdzięczna i nisko się kłaniam!
Czekam na dobre wiadomości 11 maja. Muszą być dobre, bo oto już 31 maja wyjeżdżamy na
all rights reserved/lady_in_red |
Czekam na to!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz