Polub mnie

sobota, 8 kwietnia 2017

Zostałam wciągnięta...

All rights reserved/lady_in_red
... przez dziecko me własne... i prawdę mówiąc bardzo mnie to cieszy. Ale od początku... Kończący się właśnie tydzień Panna Wu spędziła w domu z okazji zapalenia ucha. Nudziło się dziecko przy tym okrutnie (od wtorku, bo wcześniej kiepsko się czuła z gorączką, sięgającą 40 stopni bez mała). Wymyśliło więc to moje zdrowiejące dziecko, że zrobi jakieś świąteczne dekoracje. I tak powstało mnóstwo papierowych pisanek-wycinanek, zajączków i innych takich. Był też pomysł na zajączka opartego o formę jajka i puchatego watą ;) Ale jajko, jakie posiadała Panna Wu, nie przyjmowało kleju, więc obiecałam, że w najbliższym czasie nabędę stosowne jajo i zrobi tego zająca tak, jak należy. Jako że Panna Wu jest dzieckiem dzisiejszych czasów oraz córką swojej pracującej komputerem mamy, znakomicie radzi sobie w środowisku internetowym. I tam właśnie znalazła "zająca" (w cudzysłowie, bo po mojemu to nie jest żaden zając, no ale... co ja tam wiem o zającach, prawda?)... zająca takiego zapragnęła mieć, więc matka, mimo że w owym czasie kontuzjowana w rękę, obandażowana i obolała, usiadła, pomyślała i pocięła stary t-shirt Panny Wu, coby ów zając stał się.

Nie powiem, chciałam jej, skoro już się wzięłam za to, zrobić normalnego, kształtnego zająca, który wygląda jak zając... ale Panna Wu ma charakterek, który trudno stłamsić i dobrze wie, czego chce. Więc grzecznie, acz stanowczo, wybiła mi z głowy pomysły ulepszania, bo zając był dla niej, nie dla mnie, a skoro dla niej, ona decyduje o jego wyglądzie. No i tyle miałam do powiedzenia. Zrobiłam więc z t-shirtu i waty oraz kilku guzików, zająca wedle obrazka w necie i wytycznych Panny Wu, która - najogólniej mówiąc - chciała, żeby był trochę taki, jak na obrazku, a trochę inny. Nie podobał mi się ów zając z koszulki (i nie podoba nadal), no ale on w gruncie rzeczy nie mnie miał się podobać, prawda?
Nie obejrzałam tutorialu, jak zrobić zająca z materiału, ot - spojrzałam na obrazek i uznałam, że Panna Wu, sama by sobie takiego jegomościa zrobiła, więc nawet z kontuzjowaną kończyną, mogę spróbować. Dziecko zachwycone. Tuliło zająca całe popołudnie, wygrzebało pościelki dla lalek, jakieś akcesoria wyściełające lalczyny wózeczek i opiekowało się zającem, najczulej, jak umiało.

All rights reserved/lady_in_red
A mnie się przypomniało, że przecież babcia nauczyła mnie nie tylko robić na szydełku i drutach, ale także użyć dłoni do innych sztuczek. Dłonie mam jeszcze niewprawne, bo kilkanaście lat przerwy zrobiło swoje, ale... poćwiczę i wrócę do formy, bo takie zabawy, jak się okazało, bardzo mnie uspokajają. Skąd to wiem? A stąd, że wczoraj zrobiłam "kota", którego zapragnęła Pana Wu. Co lepsze, kot się stał bez szablonów z internetu, bez drukowania elementów itd. Narysowałam go sobie sama, dodałam elementy dekoracyjne, wykończenie i jestem zadowolona, bo Panna Wu oszalała z radości. Tym razem poświęciłam polarową bluzę - swoją. Warto było! A kota z bluzy zrobić można łatwo i przyjemnie. Można też wykorzystać inną zbędną część garderoby ;)

Kot sprawił, że zdałam sobie sprawę z terapeutycznego wpływu takich zabaw twórczych na mój poszarpany nerwami umysł, na duszę okaleczoną i serce przestraszone. Dał satysfakcję, nie powiem, że nie... Nie jest idealny, ale to nie jest ważne. Ważne, że z żadnej jeszcze zabawki moja córka tak bardzo się nie cieszyła. Żadnej z taką czułością i namaszczeniem nie przytulała i za żadną aż tak nie dziękowała. Tak więc wymyśliłam, że rozejrzę się za materiałami i zrobię podejście do sówek (w głowie jest już pomysł i plan, jak zrobić kolorowe sówki z materiałów, być może filcu lub za małych ubranek). Bo na tapecie adaptacja aktualnej sypialni na "własnościowy pokój Dużej już Panny Wu", będą więc nowe meble i nowe tapety na dwóch ścianach. Tapety w sówki zostały wybrane, więc poćwiczę na małych, a potem może szarpnę się na poduszkę, która w gruncie rzeczy wcale trudna nie jest, tylko pracochłonna - ale do tego użyję już maszyny (zającopodobny jegomość oraz kot, wykonani zostali w całości ręcznie).

No! Więc oprócz fazy na bransoletki (która ostatnio nieco osłabła) mam megafazę na szycie. I dobrze. Muszę wrócić do równowagi, a to wydaje się właściwa dla mnie droga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz