All rights reserved/lady_in_red |
- przede wszystkim moje OB to wyłącznie wina infekcji, nic się nie nakłada na chorobę podstawową, bo "pani jest w całkowitej remisji, więc nie ma się na co nakładać"
- jest takie wysokie, bo "przeszła pani ciężką chemię i bardzo ciężkie leczenie, więc organizm jest wycieńczony, to mu pozwala na nadreakcję
- zaleciła Klacid, uznała że mimo dobrych parametrów, to się nie przekłada na stan odporności i ogólna kondycję, bo tylko ilość krwinek się zgadza, nie zgadza się jakby jakość. One są niedojrzałe, więc trzeba mi pomagać z grubej rury.
- jeśli nie zaczęłam terapii sterydem i Pulmicortem (zaleconej przez lekarza rodzinnego), mam nie zaczynać (a nie zaczęłam)
- i mam się nie martwić, nie stawia się nowotworowej diagnozy na podstawie tego, co się komuś wymyśliło w danej chwili w głowie.
Doktor Kasia nie miała wątpliwości co do winy infekcji, a że zna się na tym, co robi, że ufam jej opinii, kamień spadł mi z serca. Oczywiście wiem, że to wcale nie znaczy, że jestem w 100% bezpieczna w kontekście wznowy, ale wiem też, że takie OB nie jest dla tej wznowy żadnym wyznacznikiem.
Moja Duża Patriotka po akademii z okazji 11 listopada All rights reserved/lady_in_red |
Dziś Panna Wiedźma jest niemal zupełnie zdrowa i gdyby nie pozostałości w postaci wysypki w okolicy nosa (strasznie ją wysypało od tego kataru, zrobiły się pęcherze i ogólnie nieładnie do wyglądało), można by uznać, że w ogóle nie była chora. Za to ja po dwóch dniach przejęłam od niej owego wirusa i morduję się z bólem gardła, na który absolutnie nic nie pomaga. Próbowałam już chyba wszystkiego. I nic. Jeśli to potrwa dłużej, oszaleję! Na szczęście mam tylko ból gardła (miałabym pewnie też temperaturę, ale przy takich ilościach ibuprofenu i paracetamolu, jakie łykam, po gorączce nie ma śladu). Dziecku memu ból gardła minął po 4 dobach, ja mam dziś 3 dobę, łudzę się, że jeszcze tylko jutro i odetchnę. Oby!
Ale mam też dobre wiadomości. Jestem w coraz lepszej kondycji. Uwielbiam drzemki w ciągu dnia, ale już nie muszę z nich korzystać. Nim moje dziecko się pochorowało, przez tydzień odbierałam je z przedszkola. Zaliczyłam już dwa razy robienie pierogów i kilka blach ciasta. Coraz sprawniej schodzę ze schodów i wchodzę po nich, a co najważniejsze, nie muszę już wciągać się po poręczy. Jest naprawdę dobrze. I włosy... rosną jak szalone. Podobnie brwi i rzęsy. Jedynym minusem jest fakt, że na nogach odrosły mi włosy mocne, jak chyba nigdy w życiu. Po latach korzystania z wosku i depilatora, włosy na nogach były słabe, a depilacja bezbolesna. Gdy kilka dni temu odważyłam się na pierwszą po przeszczepie depilację, byłam bliska płaczu. Po wydepilowaniu 1/4 nogi miałam serdecznie dosyć i walczyłam z namolną myślą, by porzucić tę depilację na amen. Na szczęście wytrwałam, kolejna depilacja powinna więc być nieco mniej hardkorowa ;)
Jutro spodziewam się gości, dlatego testować dziś będę przepis na sernik gotowany. Mam nadzieję, że wyjdzie (a jeśli tak, poczęstuję Was owym przepisem). No i gościom marzą się pierogi, więc... będą pewnie pierogi part 3.
To w skrócie pewnie tyle. Po 26 listopada powinni wezwać mnie na badanie PET. Mniej więcej tydzień później umówię się na wizytę u Doktor Kasi. Mam nadzieję, że wyniki będą w porządku i będę mogła odetchnąć z ulgą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz