Polub mnie

wtorek, 22 grudnia 2015

Takie tam...

Jak zapewne nietrudno się domyślić, milczę, bo pochłaniają mnie przygotowania do Świąt. Jak już wspominałam, marzę o tym, by były jeszcze bardziej magiczne niż zazwyczaj, jeszcze bardziej wyjątkowe, jeszcze piękniejsze. Problemem jest to, że moje ciało mimo wszystko słabe jest, więc... musimy prace wszelakie dzielić na raty. Musimy - czyli ja i moje zmęczone ciało.

Od ostatniego wpisu udało mi się zaliczyć 1 wlew V cyklu. Fartem, a jakże! Badania standardowo robiłam w piątek. Między jedną a drugą chemią złapałam przeziębienie, które się ciągnęło i ciągnęło. W związku z nim (zapewne) w poniedziałek (14.12.) okazało się, że "neutrofile, pani Kasiu, na granicy". Posmutniałam, nie będę ukrywać. Był pomysł Pani Mojej Doktor, żeby tę chemię odroczyć, ale ostatecznie stanęło na tym, że powtórzymy badania, bo skoro w piątek były "na granicy", to może "dobiły". Tak więc dostałam nowe skierowanie i poszłam sobie spokojnie czekać. Mniej więcej godzinę później okazało się, że jednak "dobiły", więc dostałam zgodę na wlew. Kolejny tuż po Świętach, we wtorek tym razem, 29 grudnia.

Trzeba mi przyznać, że to moje chorowanie pozwoliło mi zupełnie inaczej patrzeć na świat, na ludzi, na to, co się dookoła mnie dzieje... Inaczej oceniać, inaczej myśleć i przeżywać inaczej. Oczywiście nie nastąpiło to od razu, bo musiałam przejść przez poszczególne etapy, od nadziei, że to jednak nie rak, przez niedowierzanie, wściekłość i bezradność, poczucie niesprawiedliwości i brak zgodny na to, przez strach i negowanie aż po "niech to będzie lekcja". Nie mówię, że strach minął... O nie. Nie minął i boję się, że tak naprawdę nie minie nigdy... Ale mam wrażenie, że umiem już go oswajać, dyktować mu warunki, podporządkowywać go sobie i swoim myślom... Że umiem znaleźć w sobie i siłę i wiarę w to, że mi się uda. Tak czy inaczej - wszystko, absolutnie wszystko, co mnie spotyka, czego doświadczam, stało się nagle tak maksymalnie esencjonalne, takie sugestywne, wyraziste... Trudno to opisać, niemniej upraszczając - przeżywam wszystko i doświadczam bardziej, mocniej, wyraźniej... I przestałam się przejmować "głupotami". Mówię sobie "dziecko ma tylko katar. TYLKO. Nie umiera", "to tylko bałagan. TYLKO. Nie koniec świata". Oczywiście, żeby nie było tak kolorowo, sugestywność i intensywność doznań dotyczy nie tylko pozytywnych kwestii. Bardzo łatwo mnie zirytować, sprowokować do płaczu czy krzyku. Tak, tak. Bo kiedy coś mi nie idzie, to wyję lub wrzeszczę. Taka wiedźma ze mnie ;) Znaczy zawsze taka byłam, ale teraz jestem bardziej.

Zaliczyłam z córką mą akcję "świąteczne ciasteczka". Dwa razy. Bo pierwszy raz zniknął w przeciągu doby. Jestem z nas dumna, bo wyszły nie tylko ładne, ale i pyszne. Przy okazji dotarło do mnie, że moja Mała Wu nie jest już maluszkiem, dzidzią słodką maleńką, tylko mądrą, dużą dziewczynką, która wiele potrafi, wiele rozumie i wiele może. I choć czasem mam ochotę wystrzelić ją w kosmos, uwielbiam ją i zachwycam się nią każdego dnia bardziej (bo że ją kocham najbardziej na świecie, to chyba oczywiste). Mała Wu bardzo mi pomaga. Stara się, bym się nie męczyła, nie schylała (skoro tak mnie każdy ruch boli) itd. Wzrusza mnie tą swoją chęcią ulżenia mi...



Poza ciasteczkami, nabyliśmy też choinkę. W tym roku będzie żywa. W doniczce. Taka niewielka, na metr trzydzieści. No ale żywa :) To moja druga żywa w życiu, z czego pierwsza w życiu dorosłym. Póki co, choinka stoi sobie spokojnie na balkonie. W moim domu tradycja nakazuje ubieranie jej w Wigilię. Tak więc będzie i w tym roku.

Moja córka, jak zwykle mnie zaskoczyła. W czasie robienia ciasteczek - zrobiła trzy piękne choinki. Dla swoich pań w przedszkolu. Wyszły jej naprawdę piękne. Jutro zaniesie je paniom z życzeniami. To też jej pomysł. Myślę, że wszyscy będą zadowoleni. Ona, bo czerpie megaradość z dawania, a panie, bo to jak by nie patrzeć, wzruszający, piękny gest. Z mojej strony świadczy o tym, że dobrze się nią opiekują, wiele jej z siebie dają, przez co ona czuje się z nimi dobrze i chce, by także one się tak czuły. Dla mnie taki dziecięcy upominek z okazji Świąt, byłby najpiękniejszym podziękowaniem za pracę, jaką wkładam w opiekę nad dzieckiem.



Od kilku dni wojuję w kuchni z potrawami świątecznymi. Nie wszystko będzie tradycyjne. Wszystko natomiast będzie pyszne. Wiem, bo razem z Małą Wu degustujemy na bieżąco. Będą na przykład żytnie pierogi z pieczarkami, żółtym serem i cebulką. Bajecznie dobre. Tak, muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że wyjdą aż takie. Mała Wu próbowała jednego, po czym orzekła, że prosi dziesięć na obiad :D
Dziesięciu oczywiście nie zjadła, dostała pięć. A gdy zapytałam, czy jej smakują, czy mogą być na Święta, usłyszałam: smakują. I to bardzo. A na Święta być nie mogą. Dlaczego - pytam zdziwiona. Bo są zbyt pyszne, by je tak długo przetrzymywać bez zjedzenia.
No, to się dowiedziałam. W każdym razie... Zamroziłam 25 sztuk, coby było na Wigilię i coby szwagier mój, któremu obiecałam degustację, spróbować mógł.

W moim domu pachnie pieczonym mięsem. Na pierwszy i drugi dzień Świąt planuję upiec faszerowany schab - to jutro oraz karkówkę - to dziś i to ona właśnie pachnie. Pieczony boczek to standard, że się tak wyrażę, więc... więc o nim nie wspominam.

Prezenty... Też już "odhaczone". Mała Wu poza zylionem kilogramów słodyczy dostanie... Nowego Furby Boom. Trzeba mi przyznać, że w ogóle nie brałam pod uwagę tej zabawki, bo jakiś czas temu natknęłam się na niepochlebne opinie na jej temat, a do tego cena i... i się zraziłam. Po czasie okazało się, że opinie dotyczyły wcześniejszej wersji, nowa zaś jest nowa i bajeczna. Dałam się przekonać, zaryzykowałam i... zakochałam się. Tak. Ja, stara baba oszalałam na punkcie zabawki. Musiałam się wiele razy przywoływać do porządku i nakazywać sobie wyjęcie z niego baterii, zapakowanie z powrotem do pudełka i zostawienie go w spokoju. Testy pod nieobecność Małej Wu były prześmieszne. Miałam ubaw nie tylko z zachowanie Furbiego, ale i z siebie. Zielone Spojrzenie towarzyszyło mi wirtualnie i chyba też miało ze mnie ubaw po pachy. Tak czy siak - nie mogę się doczekać Gwiazdki i chwili, kiedy Mała Wu otworzy swój prezent. Nawet jej się nie śni, co dostanie... Czuję, że będzie pisk na pół osiedla. Albo i na całe.

Pan Mąż dostanie golarkę. Elektryczną. Postawiłam na coś praktycznego, wszak on sam raczy twierdzić, że mu niczego nie potrzeba. Ale wiem, że od jakiegoś już czasu spogląda łakomym wzrokiem w kierunku maszynek. Mam nadzieję, że z siostrą wybrałyśmy dobrą i obaj nasi panowie będą zadowoleni (tak, obaj dostaną po takiej samej golarce).

Co jeszcze?
Hmmmm... Mam cichutką nadzieję, że po kolejnej chemii w miarę szybko poczuję się względnie dobrze i uda nam się wyjechać na Sylwestra do mojej siostry. Że spędzimy go tak, jak rok temu. Że będzie przyjemnie, wesoło i fajnie.
Siostrę odwiedzimy w drugi dzień Świąt, dzięki czemu mam nadzieję doprecyzujemy plany sylwestrowe.

Niestety, myślę że przed Świętami nie uda mi się już nic napisać, dlatego kończąc chcę wszystkim odwiedzającym to miejsce "po cichu", a także tym, którzy w komentarzach dają o sobie znać, życzyć by nadchodzące Święta Bożego Narodzenia były dla Was czasem wyjątkowym ze wszech miar i w każdym calu. Czasem magii, przywołującej w pamięci najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa, czasem rodzinnym, spędzonym w beztroskiej, wyjątkowej atmosferze, z tymi, na których Wam zależy, których kochacie i którzy są dla Was ważni.
Niech będzie to czas pięknych gestów, fascynujących emocji, spokoju, uśmiechów i radości. Niech to będą najpiękniejsze Święta!

5 komentarzy:

  1. Hej!Od niedawna jestem cicha czytaczka i mysle,ze jest dobry moment zeby dac o sobie znac:)
    Zycze Ci cudownej atmosfery przy wigilijnym stole,podczas Swiat duzo radosci i milosci od bliskich,a w Nowym Roku spelnienia marzen i najwazniejsze-zdrowia!!!
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, coz ja moge Ci zyczyc jak nie zdrowia? By powrocilo. Z cala moca zwalczylo potwora i bys mogla cieszyc sie zyciem bez lęku. Tule :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ps. Co do metod to slyszalam o cieciorce i korzeniu mniszka lekarskiego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach i jeszcze to: http://vrota.pl/2014/09/antynowotworowy-legalny-doping-z-buraka-na-anemie-i-depresje/

    OdpowiedzUsuń
  5. I jeszcze znalazłam to: http://www.pyszne-zycie.pl/frankincense-prawdziwe-kadzidlo - podsyłam Ci, by chociaż tak móc wspierać proces leczenia :)

    OdpowiedzUsuń