Polub mnie

sobota, 5 grudnia 2015

Dużo się dzieje...

Hamed Saber / Foter.com / CC BY
Ostatnio biegam i biegam i naprawdę nie wiem, kiedy ja wreszcie odpocznę. A odpoczynku potrzeba mi bardzo, bo moje ciało słabnie i słabnie. Coraz trudniej wstaje mi się rano, by wyszykować i odprowadzić Małą Wu do przedszkola. Gdybym mogła, nie wychodziłabym z łóżka. Ale moje wewnętrzne coś podpowiada, że to nie byłoby dla mnie dobre. Że mój organizm poddałby się. A on się poddać nie może i nie podda. Bo waleczny jest wielce. Bo ze wszystkich sił pragnie żyć. Bo najlepsze, długowieczne geny ma, więc... więc się nie podda, choćby nie wiem co.

Tak więc się dzieje, by organizm rozruszać, a głowę zająć. Już kilkanaście dni temu doszłam do wniosku, że muszę coś zmienić. Przestać żyć "od chemii do chemii" i potraktować te póki co poniedziałkowe "brania w żyłę" jak coś przejściowego, chwilowego... Jak służbowy wyjazd, zjazd na uczelni czy inne jeszcze coś, co trwa chwilę, a po czym wraca się do normalnego życia.

Żyję więc najbardziej normalnie, jak się tylko da. Za mną 2 wlew IV cyklu. Odhaczony w poniedziałek, 30 listopada. W naszą 13 rocznicę ślubu. Ewcia - pielęgniarka - okazała się aniołem. Nie tylko umilała mi czas pogaduchami i opowiastkami, nie tylko odpowiadała na pytania i rozwiewała wątpliwości, ale i z taką mocą puściła chemię (gdy już ją wreszcie apteka przyszykowała), że wbrew wszystkim znakom na niebie i ziemi - zdążyłam po Małą Wu do przedszkola. Tak szybko to jeszcze nigdy, przenigdy nie brałam. 2 godziny i było po sprawie. Nadmienię, że pierwsza moja chemia - do tej pory najkrótsza, trwała 2 godziny i 45 minut. Żadna późniejsza nie była krótsza, najdłuższa zaś trwała 5 godzin i to był koszmar.
W każdym razie... Ewcia wyjaśniła, że frustrujące mnie problemy z wagą są efektem chemii, sterydów i leczenia ogólnie. To znaczy, że ustąpią, gdy skończę się leczyć. Pocieszające, choć... wolałabym oczywiście, by nie było ich w ogóle. Problemy z wypadaniem wszystkiego z rąk - to efekt chemii, a dokładnie jednego jej składnika w dużym litrowym worku. Dowiedziałam się od niej także, że raczej rzadko zamyka się leczenie mojego chłoniaka w IV cyklach, więc mam nie nabierać do głowy, że dostanę VI. Ogólnie to bardzo przyjemny dzień był.

We wtorek - 1 grudnia - odbyłam z dzieckiem mym wycieczkę do przychodni. Na szczepienie. Wbrew wszystkiemu zniosła je dzielnie i nawet nie mruknęła. Normalnie taki szok, że głowa mała. I wybrała siedzenie na kolanach u mnie, nie u tatusia swego ukochanego. Matka urosła ;D
Została zaszczepiona martwa szczepionką na polio oraz pierwszą dawką ospy wietrznej. Najwcześniej w ostatnim tygodniu stycznia mamy się zgłosić po drugą dawkę ospy i mam nadzieję, że będzie już wtedy nasza zaległa błonica z tężcem i krztuścem. Jeśli tak - będzie ze szczepieniami spokój na kilka kolejnych lat. Jestem z mojego dziecka bardzo dumna. Spoglądała na strzykawki, na samo robienie zastrzyków, była dzielna. Na koniec podziękowała, aż się pielęgniarka zdziwiła, pytając: słucham? co ty powiedziałaś? Nie sądziła, że dziecko podziękuje. A dziecko po wszystkim orzekło, że uratowało mamę, ale najbardziej uratowało siebie przed paskudnym swędzeniem całego ciała. Tak jej ta bostonka dała popalić, że teraz wystrzega się wszystkich swędzących chorób :)

Dziś w nocy przybędzie Mikołaj. Jestem ciekawa, co moje dziecko zrobi rano. Czy prezenty wywołają radość i czy będzie się cieszyć. Jestem ciekawa reakcji Pana Męża, który wie, że prezent otrzyma, ale nie wie, co.... Mam nadzieję, że wszyscy zadowoleni będą.
Dziś zaliczyłyśmy z Małą Wu także megaspacer i zakupy. Spotkałyśmy Mikołaja w hipermarkecie, zaliczyłyśmy pamiątkowe zdjęcie i zagadkę, Mała Wu pierwszy raz w życiu wyraziła zgodę na malowanie buzi, dekorowałyśmy pierniczki, testowałyśmy lukry i ozdoby Doktora Oetkera... Super spędziłyśmy czas. Lubię takie nasze "dziewczyńskie dni".

Mnóstwo pracy mam. Tu coś załatwiam, tam coś kupuję, tu czegoś pilnuję, tam coś piszę, piorę, gotuję, sprzątam, mamuję. Ostatnio nie wyrabiam na zakrętach, ale to z jednej strony dobrze. Nie mam czasu na głupie myśli. Z drugiej jak we wstępie - chciałabym odpocząć. Muszę znaleźć złoty środek.
I czekam na Święta. Bardzo czekam. Chcę, żeby były wyjątkowe, jak żadne dotychczas. Oby się udało.

Dobrze, pozwolę sobie wrócić do swojego zabieganego planu.
A na koniec niespodzianka. Gwóźdź programu, że się tak wyrażę.



Dostałam w poniedziałek. I choć wiem, że to jeszcze nie przesądza sprawy, że jeszcze wszystko się może zdarzyć - jestem podbudowana i szczęśliwa. I mam przed oczami  ciepły uśmiech Pani Mojej Doktor. Spojrzałam na cyfry i pytam: ja wiem, że według cyfr to oznacza poprawę, ale... Pani Doktor, czy to jest dobra poprawa? (chodziło mi o ogólną ocenę, czy poprawia się tak, jak powinno, czy słabo, czy jak) Na co usłyszałam: pani Kasiu, to jest BARDZO dobra poprawa. Cieszę się. A wszystkie czarne myśli odsuwam jak najdalej. Niech znikną, bo teraz jestem silna i gwiżdżę na nie. Niech przepadną. Nie mają ze mną szans. Żadnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz