Byłam dziś rano na badaniach krwi. Nastawiam się na to, że znów mi chemię odroczą... Niestety, ja byłam przeziębiona, Mała Wu chorowała, neutrofile na bank poleciały mi na łeb, na szyję. Walczę z ogólnym otępieniem, pustką w głowie, niemożnością podjęcia najprostszych decyzji... "Moje" onkopielęgniarki mówią, że to normalne, że z powodu chemii i minie kiedyś. Oby miały rację, bo zwariuję ze sobą taką.
Jak wiadomo (chyba wiadomo) nie lada problem mam z kupowaniem sobie czegokolwiek. Teraz
jest jeszcze gorzej, bo nie tylko mam problem, żeby sobie coś, ale i żeby zdecydować właśnie...
Najprostsze decyzje urastają do rangi problemu, dla którego trzeba by referendum narodowe przeprowadzić, a może i to by nie wystarczyło. To z drugiej strony też jest frustrujące... w każdym razie - był czas, że dumałam nad specjalistyczną onkochustą, ale rozsądek nie pozwolił mi jej kupić, bo "sześć dych za kawałek szmaty to ja nie dam". W tzw. międzyczasie odkrywałam wady rozwiązania pt. zwykła chustka. Wad jest sporo, główne to "nieustająco boląca głowa", bo ciśnie lub spadająca chusta, bo tak luźno, by nie cisnęła. Walcząc z niemożnością zdecydowania, co z tym fantem zrobić (walczyłam chyba ze dwa tygodnie) postanowiłam pójść i poszukać rozwiązania. No i znalazłam. Przypadkiem. Bo szukałam w sumie czegoś innego... Chusta tubularna (taka niebanalna nazwa na moje oko zwykłego komina). Okazało się, że nie taki on zwykły znowu, bo z materiału, który wedle potrzeb chroni przed zimnem lub przed przegrzaniem. No i bezszwowa, żeby się nic nie odgniatało. No i elastyczna ;) żeby głowa nie bolała i żeby nie spadała. Wydumałam, że fajna, następne dwa tygodnie dumałam, czy aby na pewno jej potrzebuję i gdy już się na siebie wkurzyłam na maksa, postanowiłam sobie wyłożyć racjonalne argumenty. I się przekonałam - siebie przekonałam. Iiiiiiiiiiii nabyłam. Nawet dwie, żeby było różnie :D
Od tamtej pory chodzę taka dumna z siebie, że mi się udało... Bo choć to brzmi pewnie idiotycznie, naprawdę wiele mnie to kosztowało... żeby zdecydować, żeby COŚ zrobić...
Bo... w peruce, to ja już prawie nie chodzę... Od ponad 2 tygodni nie miałam jej na głowie. Z chustką, która niczego nie udaje i nie próbuje oszukać całego świata - lepiej mi. A może ja już o tym pisałam? ;)
/Photo credit: ZaldyImg / Foter.com / CC BY/
Jejku.... cierpienie i bol... gdy to czytam to lzy same plyna... dzielna Ty :*
OdpowiedzUsuńDziękuję. Choć nie czuję się dzielna. Ciągle mam wrażenie, że straszny ze mnie mięczak.
UsuńPozdrawiam serdecznie
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń