Postanowiłam napisać, skoro mam chwilę wolnego... Nie wiem co prawda, o czym by tu, ale co tam... może coś na szybko wymyślę ;)
Jutro kolejne badania przed chemią. Jestem ciekawa, co wyjdzie i czy w poniedziałek "odhaczę" kolejny wlew. Fajnie by było... Póki co jednak walczę z odruchem wymiotnym na myśl o kroplówce. I to nie jest metafora. Do niedawna mdłości były efektem podania chemii. W niedzielę minęły, by wczoraj wrócić w postaci realnej "cofki' na widok kroplówki czy choćby samą myśl o niej. Wyższy level zaliczony. Koszmarne to, bo rośnie mi w gardle i mam wrażenie, że zwymiotuję... Chciałabym mieć to wszystko już za sobą. I chciałabym wiedzieć... Najlepiej wszystko od razu (tak, wiem że tak się nie da). Chcę wiedzieć, czy choroba się cofa, czy będę zdrowa, czy będzie radioterapia, czy nie będzie wznowy... Taka wymagająca jestem...
W zasadzie nie wiem, kiedy minęły mi te dwa tygodnie... tak, ostatnio żyję "od chemii do chemii" i nigdy nie wiem, kiedy 2 tygodnie mijają, ale tym razem to jest jakieś totalne szaleństwo.
Ogólnie boję się strasznie. Eh, już mi się nawet nie chce o tym pisać...
Jutro spróbuję zrobić sernik w dużej blaszce (z przepisu na serowe muffinki). W sobotę prawdopodobnie siostra do mnie przyjedzie, to machnę ptasie mleczko jeszcze, żeby coś do kawy było (urodziny mam w sobotę :D ). Dumam nad jakimś obiadem, bo gdyby przyjechali przed południem, to głupio tak o samym cieście siedzieć... Muszę wydumać coś niepracochłonnego, ale dobrego...
Moja tomografia odhaczona. Nie bez przebojów, ale do tych już przywykłam. Wróciłam wściekła, bo dałabym głowę... no dobra, rękę, że lekarka mówiła: szyja, klatka, brzuch i miednica... Na skierowaniu pielęgniarka napisała wszystko oprócz szyi. Nie zrobili szyi, choć to właśnie w szyi największe węzły były... Sprawdzałyśmy z kobietami z diagnostyki obrazowej i nic. No nie ma szyi, więc choć by chciały - nie mogą, nie zrobią. I wiem, że jeśli pielęgniarka zawiniła, to nie moja wina, nikt do mnie nie będzie miał pretensji, bo to nie ja pisałam... a jednak to moje nerki dostaną drugi raz kontrast i moje ciało dostanie promieniami x. I to mnie wkurza... szukam jakiegoś logicznego wytłumaczenia, dla którego mnie się zdawało i ona szyi nie chciała... ale mi się niestety nie udaje znaleźć... Bo dobrze - klatka, gdyż tam jest guz, chce sprawdzić, co z nim... brzuch i miednica były czyste, więc sprawdza, czy nadal są... a szyję ma w nosie, bo? Bo jej wszystko jedno co z szyjnymi węzłami? Bo one są nieważne? Gdyby tylko o klatkę i guz chodziło, to by pewnie i czystego dotychczas brzucha z miednica nie badała, tak? No tak mi wychodzi... No nic, zobaczymy już w poniedziałek, czy to wina pielęgniarki, czy tez mnie się w głowie miesza.
Tak dziś nieskładnie trochę, chaotycznie... Jestem w kiepskiej formie psychicznej.
P.S. Fotka u góry zrobiona została dużo później niż publikowane zapiski. Mała Wu pożyczyła jedną z moich chustek i orzekła, że "dziś mamusiu będzie dzień wyglądania jak ty".
Masz wspaniala corke...
OdpowiedzUsuń