... który strzeże mojego dziecka. Szybki był, wszak byle flegmatyk nie miałby z nią szans. Sprytny był. I przewidujący. Widziałam anioła, który ochronił głowę dziecka mego przed roztrzaskaniem. Wczoraj. I do dziś mi dziwnie. To były ułamki sekund. Dziecko wie, że łańcuchy zawieszone pomiędzy słupkami to rodzaj ogrodzenia, a nie huśtawka. I wie to nie od dziś. I nigdy (znaczy nigdy odkąd wie, co to i do czego służy) nie przejawiało chęci, by używać ich do czegokolwiek. A jednak wczoraj usiadło i postanowiło się pohuśtać. Wybrało łańcuch, za którym stała ogromna (pewnie z metrowej średnicy), betonowa "donica", z której wyrastało drzewo. To były sekundy, zdążyłam zacząć "zejdź-z-taaaaaa...", ale ona już "huśtnęła" się, przeważyło ją i runęła jak długa w tył. Oczami wyobraźni widziałam, jak jej głowa roztrzaskuje się o ten beton. No fizycznie nie było innej możliwości. A jednak. Widziałam anioła, który odsuwa ją w locie na bok, ona zaś upada na trawę. Kończy się na stłuczonym łokciu. Mam serce w gardle i nogi jak z waty. Dziecko dostaje reprymendę i wracamy do domu. Tu następuje ciąg dalszy, przypominamy z Panem Mężem dziecku, dlaczego nie wolno się huśtać na łańcuchach, mówimy, co mogło się stać. Mam zawał na samą myśl. Dziecko przyrzeka, że już nigdy-prze-nigdy. Wierzę, bo i ono się wystraszyło.
Tak. Widziałam anioła, choć był szybszy niż dźwięk, więc właściwie tylko ruch powietrza widziałam.
Świetnego ma anioła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz