Polub mnie

niedziela, 24 sierpnia 2014

Może... Nie! NA PEWNO tak miało być...

Ian Livesey / foter / Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 2.0 Generic (CC BY-NC-ND 2.0)
Mniej więcej rok temu o tej porze, mój niewyparzony język rozważał na głos swoje może... Pamiętam dokładnie, jak mnie wtedy ściskało w środku, jak bojąc się tego, że Zielone cudem jakimś trafi tutaj i zobaczy - zakładałam kaganiec każdemu słowu, obracałam je w palcach i przyglądałam mu się dokładnie, żeby w razie, gdyby Zielone trafiło, nie odebrało tego, jak wyrzut. Dziś jestem wiele kroków dalej. Dziś nasza historia wygląda inaczej. Dziś... Dziś już nie używam "może". Dziś wiem, że tak być miało i kropka. Nie zmienia to oczywiście faktu, że wtedy bolało, pozwala jednak spojrzeć na ten ból, jak na "błogosławieństwo", na preludium, bez którego nie wydarzyłoby się to, co teraz. "Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem" - jeden z moich ulubionych wersetów. Tak trafny teraz. Bo oto właśnie zdałam sobie sprawę, że "to" się nie mogło wtedy wydarzyć. Trzeba nam było tego roku, by pozdejmować wszelkie klatki, pousuwać przeszkody, zbliżyć się do siebie, stanąć nie raz przed sobą zupełnie nago, nauczyć się siebie jeszcze bardziej. Trzeba nam było tego czasu, by wszystko się zmieniło i by można było lekkim, harmonijnym krokiem przejść do ścisku w żołądku. Tak, tak... po nim też bolało, zwłaszcza wtedy, gdy okazało się, że "dokładki nie będzie", a w każdym razie nie będzie tego lata. Nauczona doświadczeniem oraz uspokojona wnioskami, jakie wyciągnęłam z pierwotnego "może" wiem, że to właśnie tak ma być.
EOLE / foter / Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 2.0 Ogólny (CC BY-NC-SA 2.0)
Z Zielonym wszystko jest inaczej niż z każdym... i to od samego początku, którego chyba nigdy nie zapomnę. Krok za krokiem. Nie wszystko na raz. Dozując emocje, wzruszenia, doznania i wspomnienia. I choć kolejny rok czekania wydaje mi się dziś całą wiecznością, dobrze wiem, że minie zanim zdążę się obejrzeć. Tak, jak mijają ostatnie dni, tak - jak minął rok od tego pierwszego może. Sama nie wiem kiedy to się stało. I zapewne za rok o tej porze, znów nie będę wiedziała, kiedy ten czas minął.
Czas... Tak, potrzebujemy go - ja i Zielone Spojrzenie. Żeby lepiej, pełniej, dobitniej i bardziej sugestywnie przeżywać to, co jest nam dane tylko dla nas. I tak. Dam nam czas. Bo to dzięki niemu - wszystko, co przychodzi, oddziałuje na mnie bardziej i bardziej. I oczywiście, że chciałabym już i natychmiast, i zaraz, i najlepiej na miesiąc... Ale zaczekam. Bo wiem, że warto. Że się stanie. I że będzie ściskało w żołądku jeszcze bardziej, niż ostatnio.
Od tamtego dnia nie przestaję za nim tęsknić. To paradoksalne, bo "jest przy mnie" niemal codziennie. Rozmawiamy, cmokamy się na dzień dobry i do widzenia, życzymy sobie spokojnej nocy i pytamy o mijający dzień. Przegadujemy całe godziny, a ja nie przestaję za nim tęsknić. To dziwne uczucie. Bolesne. A jednocześnie takie przyjemne. Do czasu ścisku w żołądku mogłam sobie jedynie wyobrażać, nie miałam odniesienia, porównania... Później marzenia stały się rzeczywistością i od tamtej chwili wiem, ile tracę nie mając go realnie na wyciągnięcie ręki. Od tamtej chwili wiem, że jest za czym tęsknić. Do tamtego dnia byłam jak ptak, który wykluł się z jaja w klatce... Niby widział inne ptaki na wolności, ale tak naprawdę nie wiedział "jak ona smakuje", więc i tęsknić specjalnie nie miał za czym. Tego dnia zostałam wypuszczona, zasmakowałam i od tej pory wiem już, czego mi brak.
Ale nic to. Nikt nie powiedział, że w tej klatce już na zawsze... Nie mogę zmienić częstotliwości wypuszczania, ale... mogę cieszyć się tym, że w ogóle ma miejsce. I tak właśnie zamierzam robić!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz