Polub mnie

sobota, 7 lipca 2018

Wsiąść do pociągu byle jakiego...

Tak właściwie to nie do pociągu, tylko do autobusu. I tak właściwie, to nie do byle jakiego, tylko do bardzo konkretnego. Chodzę pijana z radości i czuję się, jakbym miała eksplodować konfetti :D gdzieś z samego środka mego uradowanego serca.
No zwariowałam ze szczęścia.

Część z Was pewnie kojarzy, że już kiedyś miało się stać  → Tutaj, dla przypomnienia. I że później okazało się, że jednak całowania nie będzie...  Minął rok z drobnym hakiem i temat powrócił. A właściwie nawet nie tyle powrócił - bo on w ciągu tego roku wracał kilkakrotnie - po prostu się stało. Dwa dni temu. Ot tak, w czasie jednej z tych całkiem zwyczajnych, nie zapowiadających niczego rozmów, Zielone Spojrzenie rzuciło
a powiedz, co Ty robisz 14-15 lipca?
może byś wpadła, mam weekend bez dzieci
I gdy okazało się, że "nie mam chyba żadnych planów", z głupa wstałam i zapytałam Pana Męża, czy widzi w tym jakiś problem (generalnie chodziło o zapewnienie opieki Panience Wu). Pan Mąż podumał chwilę i odrzekł, że da sobie radę, a Panienkę weźmie ze sobą do pracy, co z pewnością bardzo ją ucieszy.
No i tak się właśnie stało. Tak zwyczajnie. Po prostu.
Bilety już są. Wszystko ustalone. No nie mogę się doczekać.
Oczywiście towarzyszą mi wszystkie te emocje i lęki, które za każdym razem, gdy miałyśmy się spotkać lub gdy się spotykałyśmy... Ale nic to. Delektuję się tym oczekiwaniem na piątek. I tak mi jest dobrze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz