Polub mnie

niedziela, 2 lipca 2017

Zrządzenie losu...

All rights reserved/lady_in_red
Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, chciałam Wam opowiedzieć, o czymś, co chyba tak samo bardzo mnie zaskoczyło, jak zdziwiło. Prawdę mówiąc, jest to dla mnie niemal nie do uwierzenia, a jednak... Otóż... dostałam swoją szansę na spłacenie choć części długu, jaki mam wobec wszystkich, którzy mi pomogli i pomagają - z okazji raka i ogólnie...

Krajanka Pana Męża, Białostoczanka, która go nie zna i której nie zna on, samotna matka z dwójką dzieci... Wypoczywali gdzieś tu - na Podkarpaciu (ot, wakacje zwyczajne) i synek wylądował w rzeszowskim szpitalu z udarem. Fejsbuk ruszył do akcji i szukano pokoju dla owej mamy i jej córki, aby mogła być tu na miejscu przy synku. Szukali tak samo, jak ja szukałam dokładnie rok temu. Nie muszę chyba dodawać, że decyzja o odstąpieniu kobiecie pokoju Panny Wu zajęła mnie i Panu Mężowi kilka minut...
Nie wiem, kiedy przyjedzie, załatwia bowiem jakieś dokumenty i inne sprawy, ale drzwi ma otwarte (muszę tylko klucz dodatkowy dorobić).
Przy okazji naszła mnie refleksja...
All rights reserved/lady_in_red
Kiedy zachorowałam, była we mnie taka złość i takie poczucie niesprawiedliwości, że choć oczywiście nie życzyłam nikomu, by był na moim miejscu, nie umiałam powiedzieć: "lepiej, że ja, niż Panna Wu/Pan Mąż". W trakcie chorowania dojrzałam do tej świadomości. I choć nie jestem szczęśliwa, że mnie to spotkało, choć wciąż we mnie brak zgody na to wszystko, co się zdarzyło i co musiałam przejść, choć nadal uważam, że nie zasłużyłam i niesprawiedliwe... Umiem z całą odpowiedzialnością powiedzieć: lepiej, że ja, niż moja córka. Zdałam sobie z tego sprawę, gdy (powiem to) "umierałam na sepsę". Gdy cierpiałam każdego dnia okresu przeszczepowego tak bardzo, że chyba normalnie nie byłabym w stanie nawet wymyślić takich tortur i cierpień, słyszałam w głębi siebie cichutki głos, mówiący, że gdybym teraz siedziała obok mojego dziecka, które przechodziłoby to, co ja w tamtych chwilach, nie przeżyłabym. Ja, która odchodzę od zmysłów, gdy nie wiem, jak pomóc dziecku z bolącym uchem czy oporną gorączką. Umarłabym, patrząc, jak umiera na sepsę, wymiotuje po chemii, płacze z bólu przy każdym przełknięciu śliny, nie może jeść, mówić, pić i znacznie, znacznie więcej...
Nie chcę sobie wyobrażać, co przeżywa teraz ta kobieta, na drugim końcu Polski, podczas gdy jej dziecko leży tutaj... To są dramaty nie na moją głowę, nie na moje serce i nie na moje uczucia.

Tak! Dziś jestem wdzięczna za to, że "skoro już musiało na kogoś z nas trafić, dobrze że nie na moich bliskich".


All rights reserved/lady_in_red
A żeby nie kończyć takim dołem - Pan Mąż doprowadził do porządku moją Czarną Piękność. W związku z powyższym, z ogromną przyjemnością uskuteczniam bliższe i dalsze wycieczki, jazdy po zakupy i w ogóle. Prawda jest taka, że mimo iż minęło już 10 miesięcy od przeszczepu, siły moje są marne i kondycja fatalna. Przed przeszczepem "jak strzała" pokonywałam trasę nad rzeką, kilka dni temu natomiast, o mało nie wyplułam serca z okazji tej trasy, a nogi tak mnie bolały, że głowa mała (mimo, że zrobiłam może 1/5 tej trasy). Ale nic to, jeszcze wszystko przede mną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz