Polub mnie

wtorek, 19 stycznia 2016

Udało się!

Tak, tak. Martwiłam się na zapas. Po sterydach 3 kg na plusie w tydzień, ale... ale szpik ruszył i płytki wróciły do normy. Tym sposobem przedostatnia (tfu tfu) chemia za mną.
Pani Moja Doktor pocieszyła mnie, że owszem, po sterydach łatwo się tyje, ale i łatwo chudnie, gdy się je na stałe odstawi. Więc uchwyciłam się tej myśli. Że już niedługo i wrócę do swojej wagi z początku leczenia. I doskonale wiem, że ja powinnam teraz skupić się na tym, żeby za wszelką cenę (a więc także za cenę dodatkowych kilogramów) wyzdrowieć. No i zasadniczo się skupiam. Ale gdy uważam na to, co jem i ile jem - tak bardzo, że już bardziej się nie da, a waga uparcie pnie się w górę... to, jak to powiedziała Pani Moja Doktor - można zwątpić w odchudzanie. Na pocieszenie dodała, że jeszcze tylko jeden raz.
Ponadto udało mi się zebrać w sobie i zapytać o radioterapię. O to, czy wiadomo już, czy jednak będzie czy nie oraz o to, czy to prawda, że standardowo zleca się ją, by zminimalizować ryzyko nawrotu. I oto dowiedziałam się, że nic jeszcze nie wiadomo. Że standardowo to Pani Moja Doktor słodzi kawę, a nie zleca napromienianie. Po ostatnim wlewie dostanę skierowanie na TK i dopiero wynik tego badania pozwoli jej podjąć decyzję co do przyszłości mojego leczenia. Kazała mi się nie napalać, że "nie będzie", cobym później nie płakała, ale i orzekła, że być może będzie, a być może nie. Wyszłam z gabinetu zadowolona i uspokojona.

Co poza chemią? Trwają w moim domu intensywne przygotowania do przedszkolnego Dnia Babci i Dziadka. Mała Wu szczęśliwa, że będzie mogła wystąpić i że tyle ma do powiedzenia. Ponadto - jak to zwykle, recytuje w domu kwestie chyba wszystkich dzieci w grupie. Jak zwykle, będą miały suflerkę. Dyskretną na dokładkę :D
Jej grupa występuje w piątek o 15:00. I tym razem, z okazji tego iż zgłosiłam się na ochotnika do upieczenia ciasta na uroczystość po akademii, zamierzam w niej uczestniczyć. Podejrzę, popłaczę... jak to ja.

Intensywnie poszukuję także diademu lub korony. I zastanawiam się, czy żadna dziewczynka nie chce już być na balu królewną? Każda jest Monster High czy jakimś innym stworem? Obeszłam z dziesięć sklepów i akcesoriów Monsterek jest zylion. A korony ani jednej. Nie wiem, jeśli nic do czasu balu nie znajdę, przyjdzie mi zrobić Małej Wu koronę z papieru i folii aluminiowej, bo co innego?

Kwestia urodzin wciąż nierozstrzygnięta. Nie wiem... waham się... A do tego urodziny Małej Wu wypadają dokładnie ostatniego dnia ferii zimowych, więc... niespecjalnie byłoby jak skontaktować się z koleżankami z przedszkola, by je zaprosić... Więc... więc pewnie skończy się w domu, dla rodziny i bez koleżanek z przedszkola. Nie mam pewności, decyzja nie zapadła, ale...

Wakacje... Prawdę mówiąc, nie mogę się doczekać. Tęsknię do zieleni wzgórz i kojącego błękitu wody. Do tej magii, ciszy i spokoju... Do tych chwil, które są tylko dla nas. Dla mnie, dla Pana Męża i dla Małej Wu. Gdy już będę wiedziała, co z moim leczeniem, do kiedy potrwa takie intensywne, czy będzie solarium czy nie... to zarezerwujemy termin. W miejscu tym, w którym byliśmy ostatnio. Najlepsze ze wszystkich, w jakich byliśmy dotychczas. I komfortowo usytuowane. Niczego nam więcej nie trzeba do szczęścia.

W ramach ciekawostki dodam, że nabyłam nową chustę. Tym razem tylko pozornie taką samą, jak moje poprzednie. Tę sygnuje HiMountain. Jest idealnie elastyczna, znakomicie dopasowuje się do głowy i milion razy lepiej się trzyma. Nie przesuwa się, nie odwija to, co zawinięte, komponuje z ruchami. No i pokryta jest jonami srebra, dzięki czemu działa antyseptycznie, co dla mnie ważne, bo jak by nie patrzeć, noszę ją przez kilkanaście godzin na dobę.
Rozważałam wariant czarno-czerwony oraz "berry". Czarno-czerwony wydawał się rozsądny. W czarnym dobrze jest każdemu, a czerwoną już miałam, więc wiedziałam, że pasuje. Jednak gdy zobaczyłam tę "różowo-fioletową", nie umiałam przestać o niej myśleć. Zauroczyła mnie. Choć skłamałabym mówiąc, że nie miałam wątpliwości. No bo jak to? 31 lat na karku i róż? Róż dobry jest dla Małej Wu, nie dla mnie... Ale uległam pokusie i nie żałuję. Po pierwsze fajnie wygląda, po drugie róż nie jest typowym różem, już bardziej biskupią, stonowaną purpurą...
Chusta się przyda także latem, nawet jeśli już odrosną mi włosy na tyle, by móc z niej zrezygnować... świetnie ochroni od słońca, teraz zaś ma szansę chronić przed mrozami. Zdecydowanie stwierdzam, że to dobry wybór był i zapewne jeszcze skuszę się na kilka innych wariantów kolorystycznych.

No, to chwilowo chyba wszystko, co mam do opowiedzenia. Pozdrawiam Was serdecznie i do następnego razu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz