Trochę pamiętnik, trochę worek z niepokornymi myślami, trochę album emocji. O byciu mamą i żoną, o raku, o moim świecie i tym, co dla mnie ważne.
Polub mnie
środa, 9 lipca 2014
Ściska mnie w żołądku...
bezpieczeństwa... Mam ochotę nie tylko na miłosne wyznania, ale także na ich wykrzyczenie. Niewyparzony język niemal wije się, a przedzierające się przez głowę obrazy tylko potęgują jego potrzebę. Nie, krzyków nie będzie. SMS. Musi wystarczyć. Czytam. Zły. Cenzura. Ma być subtelnie. Pół-żartem. Żeby cię nie osaczać. Czytam. Niech będzie. Odczuwam niedosyt, ale muszę się z nim pogodzić. Powoli dociera do mnie, co się właśnie stało. Zdaję sobie sprawę, że choć wyglądało to na niemożliwe - stało się i miałam okazję tego doświadczyć. Pięć tysięcy czterysta sekund absolutnego, niczym nie zmąconego szczęścia. I co z tego, że nie pięćset tysięcy czterysta? Pięć tysięcy czterysta to o pięć tysięcy czterysta więcej od niczego. To mnóstwo. Pławię się w tej zakodowanej gładkości skóry, miękkości policzka, szczerości uścisków i serdeczności uśmiechów. W tym błysku w oczach się pławię i delektuję, od czasu do czasu tylko odpowiadając na pytania Pana Męża brzmiące "co ci?" Z każdą sekundą jestem fizycznie coraz dalej od ciebie, a mimo to czuję, jakbyś było blisko, tuż obok i wiąż patrzyło na mnie, uśmiechało się właśnie do mnie, obejmowało i czule mówiło "nie histeryzuj", "nie rozklejaj się". Mija mnóstwo czasu. Pięknego, bo z tobą, mimo że bez ciebie. I nagle trrrrrrrrach. Są. Myśli. Podszepty, które sprawiają, że nagle przestaję na swoim czuć miękkość twojego policzka.To nic - mówią - to tylko kwestia tego, że Zielone Spojrzenie jest imponująco dobrze wychowane. To dlatego było, jak było. To przez wzgląd na nieprzeciętną kulturę, wyborne maniery i resztę zachwycających cech potraktowało cię tak, a nie inaczej. Musiało, bo tylko takie "standardy" traktowania gości mieszczą się w jego kanonach. Dumam więc nad tym, rozważam na miliony najróżniejszych sposobów. W końcu postanawiam rozważać cię, Zielone Spojrzenie, na głos. Pan Mąż przysłuchuje się uważnie. "To dlatego, że ty byś wszystko chciała mieć podane na tacy, a najlepiej tłustym drukiem". Zgadzam się z nim. W tym wypadku ma rację. Przytakuję na głos. "A to się tak nie da" - dopowiada i milknie. Niemal automatycznie kontynuuję więc swoje rozważania, stawiając tezy i obalając je lub podpierając argumentami. Po jakimś czasie dochodzę do wniosku, że dobre maniery nie muszą wykluczać się przecież z tym, że tobie na tym spotkaniu zależało tak samo, jak mnie. Że sprawiło ci tyle samo przyjemności i tak samo, jak ja chciałeś, by trwało dłużej. Powoli i niepewnie formułuję wnioski, podpieram argumentami. Jeden. Drugi. Piąty. Każdy następny silniejszy od poprzedniego. Na koniec absolutny "gwóźdź programu". Olśnienie niemal. Pan Mąż rzuca mi szybkie spojrzenie (wszak prowadzi, więc nie może pozwolić sobie na nie-szybkie) i stwierdza "wiesz? gdybyś ty nie była taka narwana, gdybyś się zastanowiła nad czynami, nie deklaracjami, to nie potrzebowałabyś żadnego tłustego druku". Zdaję sobie sprawę, że on ma rację. Milczę, ale bezwiednie zaczynam się uśmiechać. On zaś dopowiada: jak pomyślisz, to do całkiem sensownych wniosków dochodzisz.
Cóż. Zostaje mi myśleć. Innej opcji w tej chwili brak. Myśleć i chwycić się z całych sił ciebie z tych nieustająco kotłujących się w mojej głowie wizji. Trzymać je. I tylko im wierzyć. Naiwne? Być może, ale... czymże są słowa? Czyż nie tylko popisem zdolności niewyparzonych języków. Popisem. Kto umie, ten słowami może zaczarować. I wszystko pięknie, tylko czasem okazuje się, że efektem jest nie magia, a iluzja. Czyny zaś... one zawsze świadczą o intencjach.
Tak. Tak właśnie wyglądają dziś moje wspomnienia z wczorajszego wyjątkowego dnia. Piękne są. Niebo z zachodzącym nad Wisłą słońcem też było piękne. Bajecznie cudowne, ale gdyby porównać je z tymi wspomnieniami... blado wypadną :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Musisz mieć piękne wspomnienia...
OdpowiedzUsuńCudowne w istocie.
Usuń