Polub mnie

czwartek, 26 czerwca 2014

Więc teraz wszystko jasne...

Już wiem, co się stało z tymi obłędnie bajecznymi zachodami słońca, które z taką lubością fotografowałam. Już wiem, gdzie teraz słońce zachodzi w bajecznej scenerii kosztem zwyczajnego zniknięcia u mnie... Poszło do ciebie, Zielone Spojrzenie. I żal mi trochę, ale... jeśli patrząc na to jesteś choć w połowie tak szczęśliwe, jak ja bywałam - niech zostanie nawet na zawsze.
Tęsknię. Wgapiam się jak obłąkana w to twoje niebo i zasypiające słońce myśląc, że może oto właśnie w tej chwili patrzymy na to samo... nasze oczy skierowane w tę samą stronę, więc można uznać, że twarze blisko siebie. Patrzę i próbuję się nasycić nie tylko widokiem, ale także tobą - tłumacząc sobie, że w zdjęciu tym cząstka ciebie, że twój kawałek nieba przed moimi oczami oznacza, że jestem obok ciebie. Wariactwo, a jednak przynosi coś w rodzaju ulgi. Delikatnie łagodzi tęsknotę,  a przy tym boleśnie ją podsyca. Ambiwalencja, która boli niemal fizycznie. Wpatruję się więc ze wszystkich sił, jakby to właśnie od nich zależało czy stanę przy tobie, czy nie. I w zieloną "kropkę" wgapiam się bezczelnie ukradkiem. Milczę, bo teoria wysnuła się sama, ale potrzeba mi tego 'podglądania', spoglądania w twoją stronę i patrzenia na twoje niebo. A ty - podsuwasz je bezwiednie (no chyba, że jednak umiesz czytać w myślach) i niejako zapraszasz "chodź, stań obok, popatrzymy". Boli mnie. I mam nadzieję, że to już długo nie potrwa, choć... jakaś cząstka mnie stara się chyba złagodzić ewentualny ból szepcząc: to koniec, powolny, delikatny, stopniowy, ale koniec, oswój się z tym, przygotuj, pogódź. Odsuwam ją na bok, knebluję niemal, ale... ona i tak szepcze. Niedobrze.
Zielone zgasło, koniec z podglądaniem, koniec z... przytulaniem mego ducha do twojego, nie ma cię. Jest niebo, pewnie pociemniałe już, jak u mnie, ale co mi tam, po-wgapiam się, a nuż patrzysz teraz w to samo miejsce?

2 komentarze: