Polub mnie

piątek, 28 grudnia 2018

Wybaczcie!

All rights reserved/lady_in_red
Że tak bardzo zaniedbałam to miejsce. Wpadam tu niezmiennie, zaglądam na inne blogi, ale jakoś tak nie składa się, żeby coś napisać. A potem jest zdziwienie ogromne, jak teraz. Że jak to? Że ostatni wpis jest z września? Ale jak to możliwe? No tak to!

Nadrabianie zaległości zacznę od końca, czyli od teraz. Otóż jestem (nie)szczęśliwą posiadaczką półpaśca, na tę arcyniespodziewaną diagnozę wpadłam dziś rano, po czym żwawym krokiem udałam się do przychodni, gdzie miła, młoda pani doktor potwierdziła me rozpoznanie. Zajęło mi to jakieś 3 czy 4 dni, ale w końcu doznałam olśnienia. Zaczęło się od nieokreślonego bólu, będącego połączeniem jakby kłucia, pieczenia, grzania i takiego bólu normalnego, znanego każdemu. Ból zlokalizowany był w prawej dolnej części brzucha, co napawało mnie przerażeniem z powodu widma zapalenia wyrostka. Nie byłam jednak w stanie "wymacać" tego bólu, trudno było wskazać konkretne miejsce. Do tego czułam się ogólnie dobrze (a nawet bardzo dobrze), test z przyciąganiem do klatki piersiowej nogi ugiętej w kolanie i wykonaniem wykopu nijak nie wpływał na ów ból, więc hipoteza upadła, sprawiając, że odetchnęłam z ulgą (bo niby kto by chciał spędzić Święta/Sylwestra w szpitalu/łóżku?) Brałam pod uwagę również kolkę nerkową, ale i tu było sporo kwestii, które nie pasowały w ogóle lub słabo pasowały. Następnie rozważałam jakiś uraz mięśnia, naciągnięcie czy coś, ale niczego takiego nie byłam w stanie sobie przypomnieć. Dodatkowo z biegiem czasu ból się jakby rozprzestrzeniał - poziomo, w kierunku pośladka. Z każdą godziną byłam bardziej przekonana, że boli mnie nie "coś w środku", tylko skóra. Dziś rano doznałam olśnienia (naprowadziła mnie wysypka, ale nie taka, jakiej się spodziewałam po półpaścu - zdawało mi się bowiem, że półpasiec = wysypka konkretna, taka której się nie bagatelizuje, nie przegapia, nie myli z niczym innym... Ja zaś miałam mikroognisko nad pośladkiem, łącznie jakieś max. 2 x 2,5 cm i kilka pojedynczych wyprysków na linii, będącej przedłużeniem blizny po cc). Złapałam odruchowo tabletkę Heviranu, którego resztki ostały się po czasach, kiedy brałam go regularnie, zostawiłam Pannę Wu pod opieką teściowej i pobiegłam do przychodni. Tam okazało się, że ta wysypka z przodu jest jeszcze taka słabo jednoznaczna, ale to nad pośladkiem nie pozostawia żadnych wątpliwości. Dostałam receptę na więcej Heviranu i na leki p/bólowe i to by było w zasadzie wszystko. Po Nowym Roku do kontroli, chyba żeby leczyło się dobrze, to nie trzeba.

Zupełnie niedawno, bo 14 grudnia odebrałam w końcu moje wyniki kontrolnej TK. I to był najpiękniejszy prezent przedświąteczny, jaki mogłam sobie wymarzyć. Wznowy nie widać, zniknęły z płuc obszary matowej szyby, które utrzymywały się bardzo, bardzo długo (w poprzedniej TK jeszcze były), trzymilimetrowy guz w płucu jest wciąż, ale przez te 8 czy 9 miesięcy nie urósł, więc jest szansa, że nie jest on niczym poważnym, Doktor eM z uśmiechem orzekła, że tylko do obserwacji. Kolejna kontrola w czerwcu. Ucieszyłam się, że w końcu dane mi będzie przyjechać do Magicznego Krakowa latem (pomijając przeszczep oraz chemie przed nim, wszystkie wizyty wypadały w paskudne, zimne, mokre i śnieżne pory). Tym razem dość długo czekałam na wizytę po badaniu, czekanie to okupione było tak silnym stresem, że... no w każdym razie, przyszło mi do głowy, że to właśnie ten silny, długotrwały stres spowodował, że "obudziły się" uśpione w zwojach nerwowych wirusy. Na szczęście mój stan jest raczej dobry, poza "bólem skóry" - zupełnie nic mi nie dolega i czuję się relatywnie nieźle. Liczę więc na szybkie wyzdrowienie.

Jeszcze wcześniej odwiedziłam w końcu ginekologa (nowego). Dowiedziałam się, że mam "martwe jajniki" (też mi nowość :P ) i że wskazana byłaby hormonalna terapia zastępcza, bo jestem za młoda na menopauzę. Dodatkowo, badania wskazują na niedoczynność tarczycy (wskazywały już wtedy, kiedy robiłam badania przed TK). Dostałam Euthyrox i skierowanie do endokrynologa.

All rights reserved/lady_in_red
I to właściwie z medyczno-zdrowotnych kwestii wszystko. A poza tym... Czas biegnie zbyt szybko, mam wrażenie, że zupełnie sobie z tym nie radzę. Panna Wu za 2 miesiące skończy 9 lat - jakim cudem? Dni mijają mi na mamowaniu, pisaniu (mniej niż zwykle), uczeniu (więcej niż zwykle), przygotowywaniu lekcji i martwieniu się, czy "moje ósmaki" napiszą egzamin przyzwoicie ;)
Aktualnie rozmyślam też nad przyjęciami urodzinowymi Panny Wu. Tak, tak! Nie pomyliłam liczby. Przyjęcia będą dwa. Pierwsze - wstępnie zaplanowane na zimowe ferie - dla rodzinki, drugie - w terminie bliższym urodzin, czyli już po feriach - dla koleżanek i kolegów z klasy. To będzie wyzwanie, ale jestem na nie gotowa (niech no tylko przestanie boleć mnie skóra :D )

Tak, proszę Państwa. Z grubsza to wszystko, co ważnego wydarzyło się od mojego ostatniego razu. Tak, proszę Państwa, jest mi wstyd, że nie znalazłam nawet chwili na to, by zostawić tu dla Was życzenia świąteczne. Tak, proszę Państwa, mam znowu mocne postanowienie poprawy. I tak, proszę Państwa, mam świadomość, że na postanowieniu może się skończyć, bo piszę tu zdecydowanie fazami.
Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku się zjawię i choć kilka słów zostawię. A póki co - będę się cieszyć z tego, że udało mi się w końcu zmobilizować i streścić w tych kilku akapitach ostatnie 3 miesiące mojego życia.
Ściskam Was wszystkich serdecznie, dziękuję że jesteście (tak, tak, wiem, że jesteście, mimo że po cichu i w ukryciu) i marzę sobie, że może kiedyś w końcu zrobi się tu przyjemnie głośno :)
Do następnego razu!

1 komentarz: