Polub mnie

czwartek, 15 września 2016

Wróciłam.

All rights reserved/lady_in_red
Właściwie to jutro minie tydzień, odkąd jestem w domu, kąpię się we własnej wannie, śpię we własnym łóżku i załatwiam na własnej toalecie. Jestem słaba i bardzo mi z tym źle. Wyglądam jak siedem nieszczęść. Chciałam być jak super hiroł, który wyjdzie ze szpitala i będzie żył od razu na pełnych obrotach, a tu się nie da. W moim domu "grasuje" mama, która stara się bardzo pomóc, ale chwilami tak działa mi na nerwy, że mam ochotę wystrzelić ją w kosmos. Za kilka dni zmieni się z teściową - też będzie się działo.
Tak, jestem upierdliwa i drażliwa. Chciałabym nie potrzebować pomocy, chciałabym robić sobie to wszystko sama i chciałabym, żeby znów było jak dawniej - czyli po mojemu. Nie jest. I wszystko jest nie tak. Ale przełknę i to. Niech no tylko dojdę do sił, wróci stary dobry ład i porządek. Mój ład i porządek, moje zasady, mój dom.


Ze szpitala "nadawać" przestałam, bo zostałam obdarowana sepsą i było naprawdę nieciekawie. Na szczęście wylizałam się. Mało tego! Wylizałam się na tyle szybko i na tyle dobrze, że lekarze nie mogli uwierzyć w wyniki. Skwitowano, że muszę mieć olbrzymią siłę w sobie i ogromną wolę życia, bo medycznie trudno taki stan wyjaśnić.
Mam! A jakże!

Być może gdy nabiorę nieco sił, napiszę o samym przeszczepie, ale dziś tylko tyle. Żyję, jestem w domu, wyniki mam przyzwoite. Zakończyłam okres kontroli w poradni poprzeszczepowej i wracam pod opiekę Zespołu Leczenia Chłoniaków, czyli fizycznie pod opiekę doktor Kasi, co mnie bardzo cieszy. Wizytę umówioną mam na 3 października. Do tego czasu mam leżeć, pachnieć i nabierać sił.
Tak więc ćwiczę się w pokorze i cierpliwości, starając się leżeć (gdy się nie staram, mam zawroty głowy i serce mi szaleje) i starając się mieć w nosie, że mój dom coraz mniej jest mój.