Polub mnie

czwartek, 20 marca 2014

Tylko kilka słów...

Jestem permanentnie zmęczona. Odczuwam absolutną niemoc,
nie mogę się skupić, nie umiem zrealizować najprostszych planów, głowa mi pęka (znów)
Mam nadzieję, że niebawem to minie, może weekend przyniesie odrobinę wytchnienia i chwile, by złapać oddech.
Niewyparzony język mój nie mógł się jednak oprzeć. Bolał aż, więc... przyszłam się... POCHWALIĆ
Czas chyba bowiem na jakieś cząstkowe podsumowanie mojej bezpszenicznej, a właściwie bezglutenowej diety. Efekty widać zwłaszcza na sznurku od moich domowych spodni dresowych. Systematycznie zawiązywałam go ciaśniej, a więc oczywistym wydawało się, że chudnę. W końcu wczoraj... Użyłam centymetra iiiiiiiiiiiiiiiiiiii... i okazało się, że odkąd porzuciłam ten gluten (będzie chyba 2 miesiące), mam 11 cm mniej w biodrach, na wysokości tzw. "oponki", która u mnie raczej opną jest :D i 9 cm mniej pod biustem, gdzie nie mam aż takich zapasów tłuszczu.
Dobrze mi. I jestem zmotywowana maksymalnie. Jest dla mnie nadzieja hehe i jest szansa, że za rok o tej porze, będę miała wagę, o jakiej marzę :)
A może ta bezglutenowa dieta zaskoczy mnie jeszcze bardziej? Może mi się uda wrócić do figury, jaką miałam biorąc ślub cywilny? Ale by było :)

niedziela, 16 marca 2014

O tym, jak uczy się Wiedźma ;)

Rzecz się dzieje przy komputerze Pana Męża. Gdy go nie ma (Pana Męża oczywiście), Mała Wu czasem (to znaczy tylko w piątki)  może zagrać w jakąś dziewczyńską grę - kolorowanka czy meblowanie domu...
Pracuję, nagle rzucam w bok szybkie spojrzenie i co widzę?
Leży na łóżku i nuci coś pod nosem.
Dziwię się, bo jak to? Grę ma, a leży?
Spoglądam znad laptopa i widzę, że ZNÓW piętnaście przeglądarek otwartych, ta zaś, którą widać ma "piętnaście kart".
Rzucam surowe spojrzenie Małej Wu
-no coooo mamusiu, smutna jesteś? - pyta głosem najsłodszym ze słodkich
-znów naotwierałaś trzysta przeglądarek - wiarygodnie udaję surowość
-yyyyyyyyyyyy no przepraszam mamusiu, ale weź pod uwagę, że ja jeszcze nie umiem czytać, dlatego "uczę się na próbach".

Nie miałam pytań i nawet mój niewyparzony język nie odważył się stanąć z nią w tamtym momencie do "pojedynku".

piątek, 14 marca 2014

Relikwie

Moje prywatne relikwie - znalezione w starej książce, należącej kiedyś do mojej babci. Relikwie musiały zostać zerwane przez nią co najmniej 25 lat temu... Do dziś, a właściwie do "kilka dni temu" nikt o nich nie wiedział (babcia nie żyje od 12 lat). Wzruszyłam się.



/Na zdjęcia można klikać - powiększą się/

Trochę im płatki poodpadały, bo nie wiedząc, że one tam są, książką się obracało różnorako, ale dla mnie nie ma to znaczenia... płatki się zachowały, leżą zebrane w miejscu, w którym łączą się strony.
Być może jest tych relikwi tam więcej. Niestety chwilowo nie dysponuję wystarczającą ilością wolnego czasu, by usiąść i przekartkować tę gruuuuuubą księgę cudowności. Mój niewyparzony język zadrżał ze wzruszenia, kiedy odkryłam pierwszą relikwię. Później było już tylko "bardziej". Kiedyś usiądę i przejrzę. A może okaże się, że są tam jeszcze jakieś cuda?
Nawiasem mówiąc, księgę stworzyła babcia przy pomocy jakiegoś sprytnego introligatora. Mam nadzieję, że kiedyś przekażę ją mojej córce. W tej wielkiej, grubej i ciężkiej księdze są tam przepisy, są podpowiedzi dla młodych pań domu, inspiracje meblowe, jakieś pomysły na umeblowanie małych przestrzeni, wzory wykrojów, szablony na zabawki na szydełku i mnóstwo innych fantastycznych rzeczy. Cudowna sprawa...



sobota, 8 marca 2014

Niech będzie, że jeszcze o jedzeniu;)

Pytają mnie czasami, czy fast food to dobra propozycja dla dziecka. Pytają i oczekują odpowiedzi subiektywnej, bo przecież nie jestem żywieniowym ekspertem, choć... miałam swojego czasu megafioła na punkcie tego, co zjada Mała Wu. Co się zmieniło? Nic właściwie. Fioła już fiołem nazwać nie można, bo stał się codziennością, elementarną częścią naszej codzienności. Do dziś gotuję dla Małej Wu oddzielnie, kiedy my - to znaczy ja i Pan Mąż - mamy w planach coś, czego rosnący organizm Małej Wu powinien unikać. Jej plan żywieniowy jest o wiele bardziej zbilansowany i zdrowszy od naszego, a to dlatego, że ona nie jest jeszcze zepsuta idiotycznymi nawykami. Mała Wu ma więc ograniczone cukry, sól, za to zwiększoną ilość naturalnych przypraw i ziół, spożywa więcej warzyw i owoców, mniej przetworzonej żywności, mniej ziemniaków itd.
Dlaczego więc pozwalam, by od czasu do czasu raczyła się jedzeniem, które serwuje ten rzeszowski kebab bar? A dlatego, że rodzice Małej Wu używają swoich głów samodzielnie, nie kopiują obiegowych opinii, natomiast badają je wnikliwie po swojemu, wyciągając własne wnioski, oparte na własnych rozważaniach i argumentach. Ale do rzeczy.
Małej Wu nie wolno jeść "co dusza zapragnie". Dania, które dla niej zamawiamy muszą spełniać ściśle określone warunki. Najczęściej zjada tortillę lub zestaw kebab, a to dlatego, że jedno i drugie to przede wszystkim wysokojakościowe mięso, świeże, pyszne i oczywiście zdrowe surówki, a dopiero na końcu pszenny dodatek. Fast food w mojej ocenie wcale nie musi być zły, wcale niekoniecznie ma się równać "śmieciowemu żarciu". Dlaczego więc wybraliśmy akurat Karpat Kebab? A dlatego, że tylko tu (oczywiście jeśli chodzi o okolicę pięknego Rzeszowa) kebab barani to aż 75% MIĘSA BARANIEGO + 9% MIĘSA WOŁOWEGO. Przygotowywane tu kebaby i tortille to przede wszystkim świeże, prawdziwe mięso, nie mięso-podobne grillowane mieszanki. Taka informacja sprawia, że ze spokojnym sumieniem pozwalam Małej Wu pałaszować mięso, którego potrzebuje, by rosnąć, odżywiać swoje mięśnie i dostarczać organizmowi wielu cennych składników odżywczych. Prawda jest taka, że baraninę dość trudno dostać w sklepach, a wiele dostępnych porcji gotowych (np. mięso mielone) przyprawia o zawrót głowy po przeczytaniu etykiety, na której widnieje: mięso 35%. Strach zapytać, co stanowi 65% takiej paczuszki. Oczywiście, bez trudu mogę kupić drób niepaczkowany i niemielony, wieprzowinę czy wołowinę, ale... skoro mogę podać jej wysokogatunkową i smacznie przygotowaną baraninę, to czemu z tego rezygnować?
Odwiedzając ten rzeszowski kebab bar widziałam kilkakrotnie, że surówki, które dopełniają większość potraw z menu to nie paczkowane "cosie", a przygotowywane na miejscu z prawdziwych, świeżych warzyw, zdrowe pyszności. Kapusta pekińska, czerwona, ogórki, pomidory, szczypiorek, kukurydza, sałata, cebulka i inne - samo zdrowie, nie tylko dla Małej Wu, ale także dla dorosłych, którzy często zapominają o tym, że "nie samym mięsem czy pierogami człowiek żyje". Mój niewyparzony język ma to do siebie, że gdy coś go oczaruje, w jakimkolwiek kontekście, dzieli się tym z bliskimi i dalszymi, gdy rozczaruje - również. Zapewne stąd pytania znajomych i mniej znajomych o to, dlaczego zgadzam się, by Mała Wu konsumowała "takie jedzenie". Początkowo nie sądziłam, że zgodzę się kiedyś, by jakimś procentem jej stałego żywienia była tortilla czy kebab. Kojarzyły mi się raczej z niezdrowymi przekąskami. Zmieniłam zdanie, gdy przyjrzałam się wnikliwie jakości oraz standardom, które spełnia Karpat Kebab. Fast foody generalnie może i można nazwać "śmieciowym żarciem", to określenie jednak nijak się ma do oferty menu, jakie oferuje ten bar kebab Rzeszowowi. Trudno zgodzić się z definicją śmiecia, kiedy podawane mięso jest w istocie mięsem, surówki są naturalną świeżością, a sosy przygotowywane są samodzielnie z pysznego jogurtu, czosnku, ziół i przypraw.
Dobrze wiem, że każdy rodzic decyduje za siebie o swoim dziecku, niemniej nie borykam się z wyrzutami sumienia, gdy raz na jakiś czas pozwolę Małej Wu na chwilę pysznej przyjemności w Karpat Kebab lub w domu, gdy tortilla czy kebab z dostawą "puka do naszych drzwi".


/Zdjęcia są własnością rzeszowskiego Karpat Kebab i zostały "pożyczone" z fp baru/

środa, 5 marca 2014

Prywatnie do Zakietki!

Zakietko mam do Ciebie ogromną prośbę, napisz do mnie na któregoś z podanych tu maili. Dostałam od Ciebie zaproszenie, ale nie mogę z niego skorzystać, booooooooo
alarmuje, że zostało ono cofnięte lub już z niego skorzystałam. Nie skorzystałam, a o ile masz takie życzenie, chciałabym nadal do Ciebie zaglądać.
Mam nadzieję, że zajrzysz tu i znajdziesz moją gorącą prośbę :)
Pozdrawiam Cię serdecznie!

niedziela, 2 marca 2014

Po-urodzinowo, na szybko

odezwę się na dłużej niebawem... Dziś chciałam się tylko pochwalić tortem, który razem z Małą Wu stworzyłyśmy. Wiem doskonale, jak powinny wyglądać kolory tęczy, niemniej Mała Wu miała życzenie, by jej tort wyglądał właśnie tak. Ponieważ to jej święto, uszanowałam życzenie. Goście byli zaskoczeni, a ja... uszczknęłam kęs, by sprawdzić... dawno żaden tort nie smakował mi aż tak :)
Tort wyszedł prawie taki, jak chciałam. Żeby nie było różowo, przydarzyła nam się mała wpadka (w czasie tworzenia), ale... nie odbiła się na smaku, a to najważniejsze. Mała Wu wyznała mi, że dokładnie o takim marzyła. I był to najpiękniejszy komplement, jaki
ktokolwiek kiedykolwiek mi sprezentował. Cztery świeczki zdmuchnięte. Moja Mała Wu jest już dużą dziewczynką. Przyjęcie się udało, goście chyba zadowoleni, jubilatki zadowolone na pewno. Prezenty były tematyczne. Rodzinnie uznaliśmy, że lepiej jeden a porządny niż kilka byle jakich. Tym sposobem w naszym mieszkaniu zamieszkały dwa chomiki Zhu Zhu pets z wieeeeeeeelkim domkiem, placem zabaw, tunelami itd. Prezent oczarował Małą Wu, która dziś nie bawiła się niczym innym, mnie zaś podoba się to, że można go regularnie uzupełniać (choć szkoda, że ściany w naszym mieszkaniu nie są z gumy).
Chomiki mają różne "osobowości", z czym Mała Wu spotyka się wśród zabawek pierwszy raz. Jeden jest bardzo sprawny "fizycznie" i doskonale radzi sobie w tunelach, na podjazdach, spirali itd. Drugi jest przytulasem i lubi się bawić, ale ze wspinaczką radzi sobie gorzej. Przyjemność sprawia mi zabawa z Małą Wu, ale i obserwowanie jej, jej reakcji, scenek wymyślanych na potrzeby pogaduszek chomików itd. No, krótko mówiąc: nie żałuję, że zdecydowaliśmy się na taką zabawkę. Wg mnie warta jest swojej ceny, bo
uczy, bawi, rozczula i stymuluje dziecięcą kreatywność. Idealna dla mojej Małej Wu.
No, a miało być krótko. To na koniec jeszcze Mała Wu przy zabawie i grzecznie się pożegnam :)